|
Forum: depresja, smutek, leczenie, inne ... Forum: depresja, pomagamy sobie wzajemnie z poszanowaniem, czytamy i odpowiadamy, to nasza mala ostoja, tutaj mozemy pisac co nas boli, smuci, nie jestes juz sam... mamy czat depresja na www.czat.onet.pl on-line, zapraszam stefan=zaak_333 admin...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 20:03:25, 26 Maj 2006, Piątek , 145 Temat postu: ___________INFORMACJE DLA RODZINY CHOREGO NA DEPRESJĘ_______ |
|
|
1. Nie traktujcie depresji jako lenistwa, słabego charakteru, złej woli. Depresja jest chorobą taką jak nadciśnienie tętnicze, zawał serca, cukrzyca.
2. Nie udzielajcie rad typu: "weź się w garść"; "otrząśnij się"; "nie histeryzuj - inni mają gorzej". Nie udzielacie ich przecież osobom z zawałem serca czy udarem mózgu.
3. Nie wysyłajcie swojego bliskiego na urlop, żeby odpoczął. Depresję trzeba leczyć.
4. Gdy podejrzewacie u osoby bliskiej depresję - nakłońcie ją do wizyty u lekarza psychiatry lub psychologa. Oni najlepiej się na tej chorobie znają. Jeśli się to nie uda, spróbujcie przynajmniej zasięgnąć opinii lekarza rodzinnego (lub lekarza, do którego chory ma zaufanie).
5. Gdy macie trudności z przekonaniem swojego bliskiego o potrzebie leczenia (lub przynajmniej konsultacji) zwróćcie się po pomoc do osoby, która ma u niego/niej autorytet.
6. Przypominajcie choremu o wizytach w poradni i regularnym przyjmowaniu leków. Zbyt wczesne przerwanie leczenia grozi nawrotem objawów.
7. Nie starajcie się na siłę swojego bliskiego rozweselać, organizować mu czasu. Nie narzucajcie się, ale bądźcie w pobliżu, oferujcie swą pomoc gdy jest taka potrzeba.
8. Bądźcie cierpliwi i wyrozumiali. Wiele dodatkowych obowiązków może spaść na Wasze barki.
9. Pamiętajcie, że depresję można wyleczyć. Spróbujcie zaszczepić to przekonanie w chorym.
10. Odradzajcie choremu podejmowania ważnych decyzji. On widzi swoje sprawy w "czarnych barwach". Pesymistycznie patrzy w przyszłość.
11. Unikajcie przygodnie zasłyszanych opinii. Zdobądźcie jak najwięcej rzetelnej wiedzy na temat depresji.
12. Wszystkie wypowiedzi o samobójstwie traktujcie z powagą. Nie jest prawdą, że jeśli ktoś mówi o samobójstwie to go nie popełni.
13. Pamiętajcie o Sobie. Choroba bliskiego może rodzić frustrację, złość, bezsilność, poczucie winy. To jest zrozumiałe. Nie wstydźcie się zasięgnąć porady u psychologa jak radzić sobie z tymi uczuciami.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez stefan dnia Piątek 2:30:46, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 , w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 20:05:05, 26 Maj 2006, Piątek , 145 Temat postu: najczestsze objawy depresji |
|
|
1. smutek, przygnębienie, niemożność odczuwania radości ("nic nie cieszy")
2. zmniejszenie zainteresowań (np. niechęć zajmowania się swoim hobby)
3. zmniejszenie aktywności, apatia, spowolnienie, niechęć do działania
4. problemy ze snem (bezsenność lub nadmierna senność)
5. zmniejszenie apetytu, spadek wagi ciała, suchość w ustach
6. uczucie ciągłego zmęczenia, brak energii
7. lęk, uczucie wewnętrznego napięcia, "niepokój w środku"
8. trudności w koncentracji i zapamiętywaniu, wrażenie niesprawności intelektualnej
9. poczucie beznadziejności, niska samoocena,
10. dolegliwości bólowe (bóle głowy, brzucha, bóle w klatce piersiowej, nerwobóle)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 20:17:37, 26 Maj 2006, Piątek , 145 Temat postu: |
|
|
Co roku prawie milion ludzi na świecie umiera z powodu depresji najtragiczniejszą, bo samobójczą śmiercią. Rzesze innych dolegliwość ta pozbawia radości i sensu życia. Czy można im pomóc?
Codzienność początku XXI wieku dręczy nas różnorakimi stresami, stawia wobec wyzwań nieraz ponad siły i wytrzymałość. Współczesna cywilizacja, która na starcie obiecywała - przez rozwój nauki i techniki - ludziom szczęście, nie sprostała rozbudzonym nadziejom. Prawdziwa radość życia jest więc dziś zjawiskiem coraz rzadszym, ustępuje pola wszechogarniającemu smutkowi. Ten zaś przekracza często granice naszej tolerancji, kierując nas na manowce choroby. Jest ona wyjątkowo perfidna i przewrotna - czyni bowiem spustoszenie w uczuciach, emocjach, opanowuje wolę i popycha ku najbardziej przeciwnemu naturze gwałtowi, jaki może zadać żywa istota - ku samozagładzie.
Depresja, bo o niej mowa, ma wiele bezpośrednich przyczyn i przyobleka rozmaite maski . Trudno czasem o diagnozę, od trafności której zależy wiele, a przynajmniej dalsze rokowania i skuteczność przeciwdziałania, stąd strach przed tą chorobą. W ostatnich latach uczeni odarli depresję z mitu choroby nieobliczalnej i nieuleczalnej. Postępu, jaki dokonał się w jej poznawaniu, nie da się porównać z żadnymi innymi osiągnięciami w dziedzinie psychiatrii. Im więcej wiemy o depresji, tym łatwiej ją obłaskawić, opanować jej niszczącą siłę.
CZYM GROZI DEPRESJA
Depresję należy leczyć, bywa bowiem chorobą śmiertelną. Dane statystyczne wskazują, że około 15% osób cierpiących na depresję endogenną odbiera sobie życie. Ludzie ci stanowią większość samobójców (30 - 64%, zależnie od źródła informacji), dominują także w grupie odratowanych (31-88% prób samobójczych). Duży rozrzut wyników świadczy również o tym, jak trudno rozstrzygnąć czasem o przyczynie zgonu. Wiele samobójstw pozorowanych jest bowiem na wypadki. Śmierć w górach, czy zderzenie czołowe bez śladu hamowania - zawsze pozostawiają wątpliwości, które można różnie interpretować.
Depresji nie wolno lekceważyć także z innych powodów. Ostatnie badania niemieckich psychiatrów wskazują szkodliwy wpływ tej choroby na kondycję ciała. Depresji towarzyszą często zmiany hormonalne. Wielu poważnie chorych ma na przykład wysokie stężenie kortyzolu we krwi. Nadmiar tego produkowanego przez nadnercza hormonu jest właśnie jedną z przyczyn osteoporozy - zmniejszenia gęstości kości. Tak więc depresja może sprzyjać rozwojowi tych zmian. Potwierdziły to tomograficzne pomiary końcowego odcinka kręgosłupa grupy osób cierpiących na depresję. W porównaniu z ludźmi zdrowymi cechował ich 15 % spadek gęstości tych kręgów.
Nieleczona choroba często staje się mniej wrażliwa na leki. Nawroty manii i depresji są częstsze i bardziej nasilone. Co gorsza, osoby cierpiące na zaburzenia nastroju dość powszechnie nadużywają alkoholu, leków nasennych i uspokajających, które czynią dodatkowe spustoszenie w organizmie i obciążają emocjonalnie. Stwierdzono również, że jeśli u osoby predysponowanej genetycznie wystąpiła depresja na skutek stresu, jej nawroty mogą się pojawić pod wpływem słabszych bodźców. Wówczas tylko wczesna interwencja medyczna może zmniejszyć prawdopodobieństwo nawrotów, czy rozwoju cięższych postaci choroby.
Tymczasem ponad 3/4 osób cierpiących na depresję w ogóle nie trafia do lekarza, a z grupy zgłaszających się wiele przypadków jest błędnie zdiagnozowanych. Często także, nawet przy prawidłowo postawionym rozpoznaniu, stosuje się niewłaściwe leczenie. Takie są wnioski zakończonych niedawno badań koordynowanych przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), obejmujących 15 ośrodków z 14 krajów świata. Z przeanalizowanej grupy 25 tysięcy osób zgłaszających się po pomoc lekarską tylko 5 % skarżyło się na problemy psychiczne, choć w wyniku badań chorobę psychiczną (najczęściej depresję) rozpoznano u 24%, u dalszych 9% zaś jej wysokie prawdopodobieństwo.
Sprawdzono również, jak często lekarze mylą się przy stawianiu diagnozy. Okazało się, że w Szanghaju na przykład choroby psychicznej nie rozpoznano aż w 84% przypadków, podczas gdy w Weronie przeoczono ich 25% (średnio, we wszystkich badanych ośrodkach, 50% prawidłowych diagnoz). Powszechnie stwierdzono też, że osoby cierpiące na choroby psychiczne (w tym depresję) są nieprawidłowo leczone mimo istnienia odpowiednich ku temu środków. Lekarze najczęściej przepisują te same leki cierpiącym na depresję, jak i na zaburzenia lękowe z napadami paniki, czyli terapia nie ma związku z diagnozą i w efekcie pogłębia jeszcze stan chorego.
Natomiast to, że tak niewiele ludzi szuka fachowej pomocy wynika często z niewiedzy. Pomijając tych, którym po prostu nie przychodzi do głowy traktowanie swego złego samopoczucia w kategoriach choroby, wiele osób świadomych tego co dzieje się w ich umysłach boi się stygmatu choroby psychicznej albo uzależnienia od środków psychotropowych. Okazało się na przykład, że chorzy już leczeni odstawiają często przepisane im lekarstwa nie ze względu na skutki uboczne ich zażywania (jak sądzili lekarze), ale ze strachu przed popadnięciem w nałóg. Trudno się temu dziwić, skoro 18% ankietowanych w tej sprawie Anglików jest przekonanych, że uzależnia nawet aspiryna.
Strach przed depresją łatwiej zrozumieć, gdy uświadomimy sobie, jak krótka jest historia jej skutecznego leczenia. Jeszcze przed II wojną światową jedynym ratunkiem dla pogrążonych w głębokiej melancholii były elektrowstrząsy. Przełom nastąpił dopiero w roku 1949 wraz z odkryciem właściwości soli litu, a właściwie w latach pięćdziesiątych, gdy pojawiły się leki przeciwdepresyjne. Na szczęście dla tak licznych z nas lista owych środków stale rośnie.
Leczenie farmakologiczne (czyli tzw. terapia biologiczna) stanowi obecnie podstawowy sposób walki z chorobami afektywnymi (dotyczącymi nastroju -m.in depresji). Właśnie dlatego, że okazał się on tak skuteczny, dolegliwości te uznano powszechnie za choroby w sensie medycznym, mimo że przejawiają się dla otoczenia anomaliami zachowania, a dla samego chorego zaburzeniami przeżywania.
Tym, kto przesądza o konieczności podania leków jest wyłącznie lekarz. Zbyt niebezpieczny to grunt, by zaufać choremu, zwłaszcza biorąc pod uwagę jego niechętny stosunek do samego siebie. Leki, którymi dysponuje psychiatra, działają na 3 "poziomy": nastrój, lęk i napęd. Rodzaj przepisanego medykamentu będzie więc zależał od postaci depresji; tego czy towarzyszy jej apatia czy przeciwnie, nadmierne pobudzenie. W pierwszym przypadku stosuje się środki przeciwdepresyjne mające wpływ odhamowujący, w drugim uspokajający i przeciwlękowy.
Tylko lekarz potrafi tak dobrać lek i dawkę, by najpierw poprawić nastrój chorego, a dopiero później pobudzić go do działania. Przy odwrotnej sekwencji zdarzeń skutek mógłby okazać się tragiczny. Z tego względu, a także w sytuacjach głębokiego załamania grożącego podjęciem próby samobójczej, do momentu opanowania, czy wyrównania nastroju najbezpieczniejsze jest leczenie szpitalne.
Walka z chorobą jest długotrwała. Pierwsze oznaki poprawy występują zazwyczaj po dwóch tygodniach kuracji, na efekt pozwalający powrócić do normalnego życia trzeba czekać 4-6 tygodni. Po ustąpieniu ostrych objawów depresji leki należy przyjmować jeszcze przez kilka miesięcy, a bywa że i przez wiele lat.
PIGUŁKI NA SMUTEK
Najstarszym środkiem stosowanym przy leczeniu chorób afektywnych są sole litu. Intuicyjne zainteresowanie ich właściwościami leczniczymi sięga już do II w n.e., kiedy to grecki lekarz Galen zalecał chorym z objawami manii picie i kąpiele w alkalicznych wodach mineralnych, zawierających lit. W sposób zamierzony związek ten stosowano od lat czterdziestych XIX wieku do leczenia tak różnych schorzeń jak padaczka, cukrzyca, nowotwory, a nawet bezsenność. Prawdziwą wartość soli litu dla psychiatrii odkrył jednak dopiero w 1949 roku lekarz australijski John Cade, udowadniając ich skuteczność w stanach manii. Wkrótce okazało się, że sole litu pomagają także w depresji, a przede wszystkim stanowią podstawowy lek stosowany w profilaktyce, będący wybawieniem dla 60 - 80% chorych cierpiących na choroby afektywne.
Obecnie w USA i Wielkiej Brytanii co najmniej jedna osoba na 1000 otrzymuje lit w celach profilaktycznych. Pozwala to uwolnić całkowicie od nawrotów depresji i manii aż 50% chorych, dalszych 25% doświadcza je zaś rzadziej. Lit nie należy do grupy leków uspokajających i nie powoduje uzależnienia. Stosowany w odpowiednich, kontrolowanych dawkach może być zażywany bezpiecznie przez całe życie, jednak przyjęty w nadmiarze ma działanie toksyczne. Terapia litem nie jest wolna od skutków ubocznych, do których należą przyrost wagi ciała i niedoczynność tarczycy.
Choroby afektywne przyjmują wiele postaci i mają różne objawy. Dlatego stosuje się różne typy leków: poprawiające nastrój, przeciwpadaczkowe, o specyficznym działaniu przeciwlękowym. Historycznie najstarsze są neuroleptyki (1952 rok, Pierre Deniker i Jean Delay - chloropromazyna) - środki działające przeciwmaniakalnie i łagodzące urojenia pojawiające się niekiedy w stanach manii.
Do walki z samą depresją natomiast wykorzystuje się najczęściej trzy podstawowe grupy leków : tzw. trójpierścieniowe leki przeciwdepresyjne (TLPD), inhibitory monoaminooksydazy (I-MAO) oraz nowe leki przecidepresyjne hamujące selektywny wychwyt serotoniny (SSRI - selective serotonin re-uptake inhibitors). Wszystkie one poprawiają działanie odpowiednich grup komórek nerwowych, zwiększając różnymi sposobami dostępne im neuroprzekaźniki. Różnice dotyczą przede wszystkim skuteczności leku, wybiórczości, czyli precyzji z jaką działa i skutków ubocznych, które jego akcja za sobą pociąga.
Leki przeciwdepresyjne nie wywołują uzależnienia (poza zdarzającym się uzależnieniem psychicznym pacjenta od przyjmowania pigułki), a ich odstawienie nie daje objawów abstynencyjnych. Niektóre wywierają wpływ antyobsesyjny, zmniejszają ponadto odczuwanie bólu nawet przy dolegliwościach niedepresyjnych.
Farmaceutyki, choć często najskuteczniejsze, nie są jedyną bronią przeciw każdej chorobie afektywnej. Depresje sezonowe na przykład można leczyć, omijając chemię, światłem. Chorych naświetla się około 2 godzin dziennie przez kilka tygodni lampami o sile światła 2500 luksów. (Dla porównania w bezchmurny, letni dzień na nadmorskiej plaży Słońce operuje z siłą 10 tysięcy luksów.) Wiadomo, że białe światło działa przez oczy na mózg, jednak mechanizm tej metody nie jest poznany i wymaga dalszych badań.
TERAPIA WSTRZĄSOWA
Gdy zawiodą leki przeciwdepresyjne, a stan chorego jest szczególnie ciężki i grozi samobójstwem, opcją terapeutyczną pozostają elektrowstrząsy (ECT- electroconvulsive therapy). Niefortunna nazwa przywodzi na myśl krzesło elektryczne, obręcze zakładane na głowę i pełne grozy sceny z filmu "Lot nad kukułczym gniazdem". Nic dziwnego, że wywołują duży opór chorych i ich rodzin. Są jednak metodą nie tylko skuteczną, ale czasem - jak w przypadku kobiet w ciąży- jedyną.
Metodę elektrycznego pobudzania stosowano już w 43 roku n.e, kiedy to cierpiących na uporczywe bóle głowy doprowadzano do szoku za pomocą ryb zwanych drętwami. Prawdopodobie chorzy odbywali z nimi wspólną kąpiel w basenie - wannie, podczas której dotykali do ogona ryby uzbrojonego w kolec z narządem elektrycznym, służącym drętwie do porażania ofiary.
Do współczesnego lecznictwa terapia prądem wkroczyła w latach trzydziestych, obecnie, oczywiście zmodyfikowana, jest powszechnie doceniana przez psychiatrów. Nie ma zresztą nic wspólnego ze wstrząsem. Elektrosejsmoterapię przeprowadza się nie tylko przy udziale psychiatry, ale także anestezjologa, w krótkiej narkozie i przy zwiotczeniu mięśniowym (dlatego nie występują drgawki całego ciała ani też "wstrząs").
Niezależnie od kontrowersji, które budzi stosowanie elektrowstrząsów, po 60 latach praktyki jedno jest pewne - jest to skuteczna, choć nie idealna, broń przeciw depresji. Największy problem pojawiający się przy stosowaniu tej metody dotyczy, zazwyczaj przemijających, zaburzeń pamięci.
Być może już niebawem pojawi się alternatywna, prostsza i bezpieczna metoda. Mark George z National Institute of Mental Health pod Waszyngtonem uważa, że niektórym chorym można pomóc impulsami pola magnetycznego. Skonstruowanym w jego pracowni elektromagnesem udało się bowiem uzyskać znaczną poprawę samopoczucia u kilku pacjentów opornych na inne metody leczenia.
Urządzenie ma wielkość rękawicy baseballowej, a cała procedura sprowadzała się do przykładania go do lewej skroni chorego przez 20 minut dziennie. Uczeni przypuszczają, że magnetyczne impulsy "naśladują" niektóre skutki elektrowstrząsów. W przeciwieństwie do tych ostatnich przezczaszkowa stymulacja magnetyczna (TMS) nie wywołuje napadu drgawkowego. Impulsy magnetyczne pobudzają precyzyjnie (z dokładnością do kilku centymetrów) wybrane rejony mózgu. Istniejące obecnie elektromagnesy mogą jednak "ożywić" tylko powierzchniowe warstwy mózgu (do kilku centymetrów wgłąb). Struktury położone głębiej są jeszcze poza zasięgiem TMS.
Nowa metoda, choć zapowiada się bardzo atrakcyjnie, ma swoich oponentów. Obawiają się oni, że powtarzające się impulsy pola elektromagnetycznego, zmieniając wzorzec wyładowań w płatach skroniowych mogą wyzwolić napad drgawkowy, a także halucynacje i odmienne stany świadomości podobne do przeżyć religijnych (napady skroniowe).
LECZENIE "PRZEZ ROZUM"
Chorób afektywnych nie można sprowadzać jedynie do zaburzeń czysto fizjologicznych. Podczas choroby zachodzi tak wiele zdarzeń psychologicznych i biologicznych, że trudno jest określić, które z nich decydują o rozwoju choroby, a które mają charakter wtórny. Dlatego często niezbędne leczenie uzupełniające stanowi psychoterapia.
Najwięcej uznania lekarzy i chorych zyskały dwie metody psychologiczne - terapia poznawcza i interpersonalna. Sześcioletnie badania Amerykańskiego Narodowego Instytutu Zdrowia Psychicznego (NIMH) dowiodły, że w łagodniejszych postaciach depresji są one równie skuteczne jak imipramina (lek przeciwdepresyjny), zmniejszają objawy melancholii i przyczyniają się do poprawy funkcjonowania pacjenta. W cięższych stanach chorobowych ich możliwości są oczywiście ograniczone.
Terapia poznawcza wychodzi z założenia, że uczucia jednostki - nastrój i emocje - zdeterminowane są jej myślami i wyobrażeniami związanymi z dotychczasowymi doswiadczeniami życiowymi. Zmieniając myśli można więc modyfikować stan ducha. Złe myślenie o sobie, świecie i wyuczona bezradność wespół z innymi czynnikami prowadzi właśnie do obniżenia nastroju. Terapia zmierza do bardziej realistycznego postrzegania siebie i swoich problemów, a przez to do zmiany zachowania.
Terapia interpersonalna koncentruje się na powiązaniach społecznych i związkach osobistych chorego. Jej celem jest poprawienie własnego obrazu oraz umiejętności komunikowania się pacjenta.
Wartość i skuteczność psychoterapii zależy nie tylko od zaawansowania choroby, ale i od jej rodzaju. Przy depresjach endogennych podstawową siłą leczącą pozostaje farmakoterapia, w depresjach nerwicowych jej znaczenie jest mniejsze - tabletka zwalnia bowiem niektórych chorych od odpowiedzialności za własne życie i ubezwłasnowolnia. W tym przypadku trzeba przede wszystkim, nie mogąc zmienić świata, zmienić siebie, czyli zawierzyć psychoterapii.
Kłopot jednak w tym, że w Polsce dostęp do bezpłatnej pomocy psychoterapeutycznej jest bardzo ograniczony (szpitale psychiatryczne). Równie trudno jest o prywatnie praktykującego psychoterapeutę, nie każdego też stać na taką fachową pomoc. Cóż więc pozostaje? Dawniej, gdy nie było psychoterapii, jej rolę z powodzeniem wypełniali przyjaciele; dziś można do tego dodać liczne publikacje i poradniki.
Dla najbardziej nowoczesnych i niezamożnych Amerykanie wymyślili nawet terapię komputerową. Na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles opracowano ostatnio program komputerowy nazwany terapeutycznym programem poznawczym (uczącym). Ma on na celu skonfrontowanie pacjenta z jego problemem i przeanalizowanie kłopotów. Obsługa programu jest prosta - najpierw należy zidentyfikować źródło stresu, potem przechodząc do innego menu - przeanalizować uczucia, jakie wiążą się ze stresem, ich wpływ na nasze zachowanie się, by wreszcie dowiedzieć się, co można zrobić, aby poprawić swą sytuację. Skuteczność programu, w przypadku łagodnej depresji, równa jest ponoć 50 sesjom "na kozetce", pomaga także cierpiącym na poważniejsze postaci depresji (klinicznej). Komputer, częściowo zastępując terapeutę, oszczędzi koszty leczenia, nie zmieniając jakości usługi. Może także pomóc tym, którzy nigdy nie zwróciliby się z osobistymi kłopotami do obcego człowieka; wiele osób powie komputerowi to, czego nigdy nie wyjawiłoby nawet lekarzowi czy psychologowi.
Depresja to "trudna" choroba, nie tylko dlatego, że często bywa oporna na wszelkie metody leczenia. Jak rzadko która stawia duże wymagania nie tylko lekarzowi, ale również choremu.Skuteczność terapii opiera się w przypadku tej dolegliwości na pełnej współpracy lekarza z pacjentem. Co ważniejsze, rola tego ostatniego wydaje się wiodąca. Psychiatra jest tylko przewodnikiem chorego, nie może zaś zmienić jego życia.
Ktoś, kto raz pozwolił depresji sobą zawładnąć, zawsze już musi mieć się przed nią na baczności. Dlatego warto zrobić wszystko, by uniknąć tej choroby, często okazując po prostu szacunek własnemu organizmowi i przyjmując większą odpowiedzialność za swe zdrowie i życie. Od świata, który dręczy i uwiera trudno jest uciec, lepiej więc wyjść mu na przeciw w stosownie dopasowanej zbroi. Nawet wówczas jednak nie ma pewności, czy rachunek jaki wystawi nam życie będzie mniejszy.
STATYSTYKA
Samobójstwa, jak wynika z danych statystycznych najczęściej popełniane są na Węgrzech, w Danii i Austrii. Polska wraz z Kanadą i USA zajmuje w tej ponurej statystyce "środkowe" miejsce. Polscy samobójcy to głównie mężczyźni, (3 razy częściej niż kobiety), mieszkańcy miast, samotni, w wieku dojrzałym (35-60 lat). Wyższe wskaźniki samobójstw odnotowano w okresach kryzysów ekonomicznych (spadek podczas wojen) oraz wiosną i jesienią.
PRZECIWDEPRESYJNY ARSENAŁ
Trójpierścieniowe leki przeciwdepresyjne (imipramina, amitryptylina, chlorimipramina) zawdzięczają swą nazwę specyficznej budowie chemicznej. Są bardzo skuteczne wywołują jednak liczne niekorzystne skutki uboczne - nadmierne uspokojenie, senność, spadki ciśnienia, przyrost masy ciała, omdlenia, zawroty głowy, suchość w ustach, zaburzenia akomodacji, oddawania moczu, oddziałują na przewodnictwo serca i jego pobudliwość. Większość działań niepożądanych i powikłań wynika z wpływu na układ autonomiczny, część jest rezultatem bezpośredniego działania na narządy wewnętrzne. Z tych powodów nie są odpowiednie dla pacjentów cierpiących na choroby serca i jaskrę, a także dla wielu osób starszych. Upośledzają ponadto sprawność psychomotoryczną uniemożliwiając prowadzenie samochodu. Dodatkowy problem stwarza duża toksyczność tych leków; dawka silnie trująca (często śmiertelna) jest jedynie 3-4 razy większa od maksymalnej dawki terapeutycznej.
Inną grupę leków stanowią tzw. selektywne, czyli odwracalne inhibitory monoaminooksydazy (I-MAO). Monoaminooksydaza jest enzymem rozkładającym neuroprzekaźniki noradrenalinę, serotoninę i dopaminę. Ponieważ z depresją związany jest niedobór dwóch pierwszych, blokowanie działalności enzymu powoduje wzrost ilości dostępnych przekaźników.
Do leków najnowszej generacji zaliczane są natomiast selektywne inhibitory wychwytu serotoniny - SSRI (selective serotonine re-uptake inhibitors). Należy do nich fluoksetyna (znana pod handlową nazwą Prozac), paroksetyna (czyli Seroxat), citalopram, fluwoksamina (Fevarin), sertralina. Związki te różnią się strukturalnie, są produkowane przez różne firmy farmaceutyczne, ale zasada ich działania sprowadza się do tego samego. Zapobiegają "wyłapaniu" neurotransmitera serotoniny z powrotem do wnętrza neuronu podnosząc tym samym ilość działającego przekaźnika, co ma ogromne znaczenie dla przekaźnictwa w neuronie. Nie wchodzą w szkodliwe reakcje z alkoholem i nie upośledzają sprawności motorycznej. Dzięki bardzo wybiórczemu działaniu tylko na jeden proces w jednego typu komórkach nerwowych nie dają również wielu innych skutków ubocznych, znanych chorym zażywającym TLPD. (Nie powodują na przykład tycia, a nawet przeciwnie, pacjenci tracą na wadze.) Przeznaczone są więc dla większej grupy osób, pomagają ponadto przy bulimii, zaburzeniach obsesyjno-kompulsywnych. Nie można się także nimi zatruć, czyli popełnić samobójstwa na skutek przedawkowania.
Ze względu na te cechy umiejętnie podkreślone w gigantycznej akcji reklamowej Prozak, pierwszy lek z tej grupy zyskał ogromną popularność stając się najczęściej przepisywanym (choć najdroższym) środkiem psychotropowym. Okrzykniety pigułką szczęścia zażywany jest także przez osoby zdrowe pragnące w ten sposób poprawić swój komfort psychiczny. Ich zapału nie studzą nawet zdarzajace się czasem niekorzystne działania uboczne - nudności, bezsenność, wzmożona pobudliwość nerwowa, zaburzenia popędu płciowego, w tym opóźniony orgazm lub trudności z jego przeżywaniem i ogólny spadek libido. Pragnienie i dążenie do szczęścia bywa, jak widać, silniejsze niż zdrowy rozsądek.
LEKI A PŁEĆ PACJENTA
Mimo ogromnych postępów w leczeniu depresji są przypadki, wobec których ciągle jesteśmy bezsilni. Często trudno jest nawet rozstrzygnąć dlaczego wysiłki lekarzy nie odnoszą oczekiwanych skutków. Dopiero niedawno na przykład zwrócono uwagę na fakt, że niepowodzenia w leczeniu kobiet mogą być związane z różnicami między obu płciami. Z zasady nie testuje się leków na kobietach w wieku rozrodczym, czyli dawkę i sposób podawania preparatu ustala się na organizmie mężczyzny. Oznacza to, że wiedza o działaniu środków psychotropowych jest niekompletna. W przypadku kobiet trójpierścieniowe leki przeciwdepresyjne są mniej skuteczne. Być może wynika to z biodostępności tych leków - ze względu na inny metabolizm w wątrobie, odmienny ciężar ciała, ilość krwi, procent tłuszczu, uwodnienie tkanek i wiele innych czynników fizjologicznych.
Według niektórych badaczy aż 75% tych leków przepisywane jest kobietom, a nie wiemy nawet, czy i jak zmienia się skuteczność preparatu podczas cyklu menstruacyjnego. Co więcej nie wiadomo również, jak klimakterium wpływa na przebieg zaburzeń nastroju i ich leczenie, ani jaka jest interakcja między zastępczą kuracją estrogenową, którą coraz częściej stosuje się w okresie menopauzy, i lekami przeciwdepresyjnymi.
Mniejszą satysfakcję mają leczący depresję wieku podeszłego. Psychoterapia, która powinna być opcją z wyboru, bardzo często zawodzi. Jak się obecnie przypuszcza trafia ona po prostu na niepodatny grunt - starsi ludzie nie są obeznani ze stosowanymi przez psychologów technikami. Przy leczeniu farmakologicznym kłopoty dotyczą ustalenia dawki leku. Ze względu na zmiany ilości wody i tłuszczu w starzejącym się organizmie trudno jest ustalić stały jego poziom we krwi.
JOANNA NURKOWSKA
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 2:19:22, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 Temat postu: |
|
|
Mój bliski ma depresję
Przede wszystkim nie wolno udawać, że nic się nie dzieje. Trzeba sobie powiedzieć jasno: mamy w rodzinie problem, chorą osobę, ale ta choroba minie i za jakiś czas wszystko wróci do normy. Trzeba powiedzieć choremu, że wiemy, iż on cierpi i w tym cierpieniu jesteśmy z nim. Ważne jest, by zarazić go wiarą, że depresja jest przemijająca.
Trzeba go traktować jak każdą osobę chorą. Bo depresja jest chorobą, tak jak zawał. Gdy stan jest ciężki, niech chory po prostu leży w łóżku. Od zawałowca nic nie wymagamy, traktujmy więc tak samo chorego na depresję.
Depresję trzeba leczyć, bo to poważna choroba, która w wielu przypadkach prowadzi do samobójstwa. Można zamówić wizytę domową albo pojechać na konsultację. Do psychiatry nie trzeba mieć skierowania.
A jeżeli chory nie chce iść do lekarza? Można powiedzieć: "Wydaje mi się, że gorzej sobie radzisz. Niepokoję się, chciałbym, żeby zobaczył cię lekarz". Jeżeli to nie podziała, niech spróbuje chorego namówić ktoś, kto jest dla niego autorytetem: zaprzyjaźniony lekarz, przyjaciel... Ludzie w depresji potrzebują wsparcia, trzeba im dać do zrozumienia, że chcemy ich wysłać do lekarza, bo troszczymy się o nich.
Nie musimy narzucać mu swojej obecności, wystarczy być blisko, podnosić na duchu, pilnować, by przyjmował leki, spotykał się z lekarzem. Jeżeli wystąpią skutki uboczne, które powodują niektóre lekarstwa, trzeba natychmiast powiadomić lekarza. Samowolne przerwanie przyjmowania leków jest często przyczyną nawrotów choroby.
Najbliżsi powinni jak najwięcej dowiedzieć się o tej chorobie, by zrozumieć, co czuje bliska im osoba, jakie są objawy choroby, by w razie nawrotów je rozpoznać. Rodzina musi sprawić, żeby chory nie czuł się dla nikogo ciężarem, okazywać dużo cierpliwości, serdeczności i wyrozumiałości.
Bliscy chorego często nie dają sobie rady ze swoimi emocjami, reagują napadami złości i irytacji ("Nie po to haruję, żebyś tu leżała i chorowała"). Wtedy może bardzo pomóc rozmowa z psychologiem, który wytłumaczy, na czym polega ta choroba, jaki może być jej przebieg, pomoże nam zrozumieć własne zachowania. Można też rozmawiać z innymi osobami, które mają w domu chorego na depresję i w ten sposób uzyskiwać wsparcie.
Trzeba starać się zrozumieć, że człowiek chory na depresję może nie być w stanie podnieść się z łóżka, wykonać najprostszej czynności, choć pozornie nic mu nie dolega. Nie można więc formułować kategorycznych żądań: musisz, powinieneś, bo istotą tej choroby jest to, że on nie może, nie jest w stanie niczego zrobić. Zamiast "musisz", lepiej mówić "Może byś spróbował...". Można proponować wspólne wyjście do kina czy do znajomych, ale nie można oczekiwać, że choremu sprawi to radość. Nie wolno go do tych rozrywek przymuszać, bo to może wzbudzić w nim poczucie winy, lęk, może go to utwierdzić w przekonaniu, że się do niczego nie nadaje.
Trzeba pamiętać, by proponować czynności na miarę jego sił. Jeżeli boi się wychodzić z domu, to nie można oczekiwać, że zapłaci rachunek na poczcie. Wtedy sukcesem będzie, że on pójdzie do łazienki i umyje zęby.
W miarę polepszania się stanu chorego można go zachęcać do trudniejszych czynności, na przykład ugotowania obiadu. Warto wtedy ofiarować pomoc. Oczywiście może odmówić. Może nie wierzyć we własne siły albo może tych sił jeszcze nie mieć. W pierwszym wypadku można delikatnie mobilizować, w drugim trzeba odpuścić. Jak rozpoznać ten moment? To wszystko jest kwestią wyczucia, obserwacji, wzajemnego zrozumienia. Czasami tę gotowość widać w żywszym spojrzeniu. Kiedy chory wykona najprostszą czynność, należy go pochwalić. To może znaczyć, że depresja zaczyna się cofać.
Dziewięć na dziesięć osób dotkniętych depresją miewa myśli samobójcze. Często lęk przed samobójstwem jest tak duży, że trudno tę myśl wypowiedzieć wprost. Chorzy dają więc sygnały, np. gromadzą większą ilość leków lub ostre przedmioty, wspominają o śmierci, odwiedzają rodzinę i zaczynają się z nią żegnać. Czasem to my musimy delikatnie wywołać temat, powiedzieć choremu, że wiemy, jak bardzo cierpi, i wiemy, o czym myśli. "Widzę i rozumiem, jak bardzo źle się czujesz. W takim stanie człowiek może być tak zmęczony, że chciałby nie istnieć". Często wtedy możemy usłyszeć potwierdzenie. Wszystkie wypowiedzi o samobójstwie trzeba traktować z powagą. Nie jest prawdą, że jeśli ktoś mówi o samobójstwie to go nie popełni.
Jeżeli myśli samobójcze pojawią się u osób już leczonych, trzeba natychmiast skontaktować się z lekarzem. W takich przypadkach nie ma miejsca na żadne domowe sposoby typu dyżury przy chorym, chowanie ostrych przedmiotów... Tylko psychiatra może ocenić, jak duże jest ryzyko podjęcia próby samobójczej i jak mu zapobiec.
Współmałżonkowie osób przeżywających depresję czują się czasami odrzuceni.
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni w depresji odczuwają spadek lub całkowity zanik zainteresowania seksem. Zdarza się, że zdrowy partner ma pretensje do chorego, że nie współżyją ze sobą tak często jak kiedyś. Bardzo często zdrowi szukają winy w sobie, uważają, że przestali być atrakcyjni dla chorego partnera. A trzeba do tego podchodzić jak do objawu choroby, a nie aktu złej woli.
To odrzucenie nie dotyczy tylko sfery seksualnej. Trzeba zrozumieć, że osoba przeżywająca depresję jest zamknięta w swoim dramatycznym świecie, w którym sprawy bliskich zepchnięte są na margines. Dlatego nie ma sensu opowiadać mu o naszych kłopotach z dziećmi czy zwycięstwach w pracy. Oczywiście, taki brak wsparcia, zainteresowania sprawami rodzinnymi może być dla osoby zdrowej trudny do zaakceptowania. Ale trzeba pamiętać, że wynika to tylko z choroby, która mija.
Na podstawie wypowiedzi Dariusza Wasilewskiego, psychiatry z Centrum Zdrowia Psychicznego w Warszawie
Centrum Badań Marketingowych Indicator zapytało Polaków, co by zrobili, gdyby bliska im osoba cierpiała na depresję:
40 proc. powiedziałoby: "idź na urlop",
31 proc. - "weź się w garść",
18 proc. - "samo przejdzie, wszystko będzie dobrze".
Żadnej z powyższych rzeczy nie wolno robić - można w ten sposób zaszkodzić choremu!
33 proc. powiedziałoby bliskiej osobie, by poszła do lekarza,
22 proc. skierowałoby ją do psychologa,
7 proc. do psychiatry.
To trzy właściwe zachowania.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 2:20:21, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 Temat postu: |
|
|
Depresja
Depresja jest wynikiem nawarstwienia się problemów. Kiedy taka kumulacja nastąpiła, jedno dramatyczne zdarzenie może uruchomić stan depresyjny. Czasem bywa to pozornie błaha sytuacja. Oceniamy wtedy, że to zdarzenie wywołało depresję, choć tak naprawdę solidnie na nią zapracowaliśmy nieświadomym postępowaniem wobec siebie i problemów.
Kiedy pojawia się depresja wtedy albo w niej tkwimy, albo sięgamy po pastylkę. Pastylka często pomaga i działa szybko. Problem jednak zwykle wraca ponownie. Dlaczego substancje chemiczne na ogół tylko łagodzą skutki? Ponieważ chemia mózgu jest najprawdopodobniej rezultatem uczuć, a nie odwrotnie !!!
Depresja powstaje z braku samoświadomości. Nauczono nas tysięcy niepotrzebnych rzeczy, ale nikt nie podjął nawet próby nauczenia nas jak żyć. Nie umiemy kierować swoim życiem, odczuwać, dostosowywać drogi życiowej do naszych głębokich predyspozycji. Powodujemy tak szereg napięć, które przynoszą wyczerpanie emocjonalne i depresję.
Nie ma pigułki na depresję, jest droga do odnalezienia jej przyczyny !!!
Coraz częściej pojawia się hasło, że depresja jest chorobą i trzeba ją leczyć. Zgadzamy się z tym hasłem tylko w części. Nie wolno stanów obniżonego nastroju pozostawiać samym sobie, aż przejdą. Przechodzą, ale wracają. Wracają dlatego, ponieważ są podpowiedzią, że dzieje się coś niedobrego, że nie odnaleźliśmy właściwej dla siebie drogi życiowej. Nie należy zatem, tych stanów tłumić, ale dotrzeć do powodów powstania, tak aby "leczyć" przyczynę, a nie skutek.
Zrezygnowanie z wyjścia z depresji jest przejawem "hodowania" depresji w jakimś celu (zwykle nieuświadomionym). Może być to podświadoma potrzeba aby się nami opiekowano, niechęć do wzięcia odpowiedzialności za swoje życie we własne ręce. Z tego wszystkiego nie zdajemy sobie sprawy, a kiedy ktoś przedstawi taką sugestię uważamy, że nas nie dotyczy, albo jesteśmy wściekli na "agresora" mówiąc, że nic nie wie o depresji. Wynajdujemy dziesiątki przyczyn aby nie podjąć pracy nad sobą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 2:29:38, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 Temat postu: |
|
|
Najczęściej zadawane pytania
Co mogę zrobić, jeżeli jestem chora/chory na depresję?
Poszukaj pomocy. AD może Ci pomóc.
Kim są Anonimowi Depresanci?
Jesteśmy wspólnotą ludzi - kobiet i mężczyzn - którzy utracili kontrolę nad swoim życiem. W rezultacie popadliśmy w różnego rodzaju kłopoty. Teraz próbujemy wypracować sobie zadowalający sposób myślenia i pogodę ducha - większości z nas się to udaje. Przekonaliśmy się, że potrzebujemy do tego pomocy i wsparcia innych depresantów z AD.
Czy pójście na mityng do czegoś mnie zobowiązuje?
Nie. W AD nie prowadzi się rejestru członków ani list obecności. Nie musisz ujawniać o sobie żadnych danych. Jeśli nie zechcesz do nas wrócić, po prostu się więcej nie pokażesz - nikt nie będzie cię nagabywał.
A co jeśli spotkam tam kogoś znajomego?
Jeżeli nawet tak się zdarzy, to przecież osoba taka będzie na mityngu z tych samych powodów, co Ty. Nikt nie wyjawi twojej tożsamości ludziom spoza Wspólnoty. W AD każdy zachowuje taki stopień anonimowości, jaki mu odpowiada. Między innymi dlatego nazywamy siebie Anonimowymi Depresantami.
Jak wygląda mityng AD?
Są różne rodzaje mityngów, ale na każdym spotkasz depresantów opowiadających o tym, jak depresja wpłynęła na ich życie i osobowość; o tym, co zrobili, żeby sobie pomóc i o tym, jak im się żyje teraz.
W jaki sposób może mi to pomóc?
My, uczestnicy AD, wiemy, co to znaczy być uzależnionym od depresji. Nie jesteśmy zawodowymi terapeutami. Staramy się pomóc innym w zdrowieniu z depresji, ponieważ nam samym udało się przestać zadręczać - to nasze jedyne "kwalifikacje". Osoby z problemem depresyjnym, które do nas przychodzą, zdają sobie sprawę, że powrót do zdrowia jest możliwy, ponieważ we wspólnocie widzą ludzi z krwi i kości, którym udaje się zdrowieć.
Dlaczego uczestnicy AD nadal chodzą na mityngi, mimo że się już wyleczyli ?
Wyznajemy pogląd, że z depresji nie można się wyleczyć raz na zawsze. Zdolność do zachowania pogody ducha zależy od naszego zdrowia fizycznego, psychicznego i duchowego. Zdrowie to osiągamy chodząc regularnie na mityngi i stosując w życiu to, czego się na nich uczymy. Przekonaliśmy się też, że łatwiej nam utrzymać równowagę duszy i ciała, jeśli pomagamy innym depresantom.
Co trzeba zrobić, żeby wstąpić do AD?
Wstępujesz do wspólnoty i stajesz się jej uczestnikiem, jeśli tylko (i kiedy) tego chcesz. Jedynym warunkiem uczestnictwa jest chęć zaprzestania zamartwiania się. Przystępując do AD, wielu z nas nie było tej chęci całkiem pewnych.
Ile kosztuje członkostwo w AD?
Wspólnota AD nie pobiera żadnych składek ani opłat za uczestnictwo. Pod koniec mityngu zbiera się wprawdzie pieniądze (potrzebne na pokrycie kosztów kawy, herbaty, wynajmu lokalu itp.) ale datki te są całkowicie dobrowolne; również ich wysokość zależy wyłącznie od ciebie.
Czy Wspólnota AD jest organizacją religijną?
Nie. I nie jest też powiązana z żadną sektą, wyznaniem ani Kościołem.
Ale dużo się tam mówi o Bogu, prawda?
Większość uczestników AD wierzy, że nasz problem depresyjny udało nam się rozwiązać nie dzięki własnej sile woli, lecz dzięki jakiejś Sile Większej od nas samych. Każdy jednak definiuje ową siłę po swojemu. Wiele osób nazywa ją Bogiem, inne utożsamiają ją z grupą AD, a jeszcze inne wcale w nią nie wierzą. W AD jest miejsce dla wszystkich, zarówno wierzących, jak i niewierzących.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 2:34:27, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 Temat postu: |
|
|
Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie
Z prof. Stanisławem Pużyńskim, psychiatrią, specjalistą w leczeniu depresji rozmawia Wojciech Tochman
- Podobno ktoś, kto nie cierpiał na depresję nie potrafi tego stanu sobie wyobrazić. Dlaczego?
- Bo zwykle nie postrzegamy depresji jako choroby.
- A depresja jest chorobą?
- Tak. Bliscy mówią choremu: weź się w garść. Nie histeryzuj, przestań. Sadzą, że to przejaw lenistwa, chwilowego rozklejenia, przejaw nie radzenia sobie, jakaś ucieczka od problemów życia codziennego. Kiedy żona mówi do męża, który ma depresję: ty weź się w garść i idź to roboty, bo cię wyleją z pracy, to na pewno mu nie pomoże.
- Raczej zaszkodzi?
- Tak, pogłębi jego depresję. Sadzę, że nie zrozumienie tej choroby jest dość powszechne. Tym bardziej, że chory, jeśli nie jest w bardzo ciężkim stanie, stara się zachowywać normalnie. Smutek, zniechęcenie, lęk - tego obserwator z zewnątrz może nie zauważyć.
- A jeśli nawet zauważa?
- To chorobę lekceważy. Proponuje choremu różnorodne formy aktywizacji, rozrywki, odpoczynku. Na przykład: pójdźmy do teatru - mówi mąż do chorej żony. Proszę bardzo, ja nie odradzam chorym depresyjnym chodzenia do teatru. Natomiast nie można od nich wymagać żeby teatr poprawił im nastrój. Ani żaden wyjazd na urlop.
- Profesor Antoni Kępiński pisał o depresji, że to "swoiste piekło za życia".
- Człowiek, który do tej pory cieszył się życiem, patrzył na świat z optymizmem, wierzył w siebie, radził sobie, był w miarę zorganizowany, o wszystkim pamiętał - nagle to wszystko traci. Niekiedy w ciągu kilku, kilkunastu dni, czasem tygodni zaczyna wycofywać się z kontaktów z otoczeniem. Unika zgromadzeń, spotkań towarzyskich. Nie tylko dlatego, że go to nie bawi, nie cieszy. Ale on ma poczucie inności. Sądzi, że nie będzie w stanie podtrzymać konwersacji albo że otoczenie zauważy jego problemy. Potem wycofuje się także z kontaktów z bliskimi. Dotychczas uważał, że jest im potrzebny. Teraz - że jest przyczyną wszystkich ich kłopotów i klęsk. Chory niekiedy dochodzi do wniosku, że w przeszłości popełnił grzechy, za które nie ma przebaczenia. Niewielkie zaniedbania, bez większego znaczenia w ocenie moralnej, etycznej czy religijnej, urastają w jego umyśle do rangi przestępstwa. To się zdarza zwłaszcza w depresjach wieku podeszłego, kiedy człowiek dochodzi do wniosku, że jest skazany już tylko na cierpienie, od którego nie ma ucieczki. I nie ma wystarczającej kary za wszystko złe, co uczynił w życiu. Pamiętam pacjenta na oddziale, z zawodu lekarza, który oskarżał się o całą masę błędów w sztuce medycznej. A był to znakomity lekarz, powszechnie szanowany. O żadnych błędach w sztuce nie mogło być mowy. A on oskarżał się o śmierć niemal wszystkich, którymi się opiekował i którzy potem zmarli. Był w ciężkim stanie depresyjnym. Taki stan tak potrafi zmienić myślenie człowieka. Chory uważa, że jest gorszy od innych, jest wielkim nieudacznikiem. Spodziewa się, że w przyszłości spotkają go już tylko same niepowodzenia, porażki, klęski. Swój stan zdrowia fizycznego widzi jako stan upadku, rozkładu.
- Jak to się zaczyna?
- U niektórych nagle. Ktoś, kto poprzedniego dnia był jeszcze w świetnym nastroju, budzi się rano w głębokim przygnębieniu. Ale u części chorych depresja narasta powoli. To są, jak już powiedziałem, dni albo tygodnie i miesiące. Krok po kroku codzienne funkcjonowanie ulega zaburzeniu a nastrój obniżeniu. Taki proces, rozłożony w czasie, jest z pewnością trudniejszy do uchwycenia i dla samego chorego, i dla jego otoczenia. Próba określenia, czy to się zaczęło w sierpniu, czy w październiku jest prawie niemożliwa.
- Na co chory się skarży?
- Na mnóstwo rzeczy. Mówi o uczuciu zniechęcenia, o braku energii, o niechęci do działania, o poczuciu gorszej sprawności fizycznej i intelektualnej, o kłopotach z pamięcią i koncentracją. Powtarza, że nic go nie cieszy.
- Ale stara się żyć?
- Zwykle tak. Bo następnym problemem jest reakcja chorego na swoją depresję. Znam wielu chorych, którzy skrzętnie ją ukrywają przed otoczeniem. W obawie przed utratą pracy, kompromitacją, sprawieniem zawodu najbliższym. Cierpią, ale wypełniają swoje obowiązki. Ale pokaźna liczba chorych. zwłaszcza z ciężką depresją, nie jest w stanie podołać tym obowiązkom. Przerywa pracę, znika z pola widzenia kolegów i znajomych, izoluje się w domu. Część poszukuje pomocy specjalisty, cześć oczekuje na przeminięcie depresji. Niektórzy próbują sobie pomóc pijąc alkohol. Albo stosują na własna rękę leki uspokajające lub nasenne. Takie próby leczenia depresji są nie tylko nieskuteczne, ale i bardzo szkodliwe. Niektórzy chorzy dochodzą do wniosku, że ich depresja nigdy nie przeminie, co niewątpliwie nasila poczucie rozpaczy.
- Jak wygląda dzień chorego na depresję?
- Zacznijmy od nocy. Śpi źle. To jest pospolity problem chorób depresyjnych: zasypia się zwykle bez trudu, bo chory jest zmęczony całym dniem. Ale sen trwa krótko. Po godzinie lub dwu chory budzi się. Próbuje zasnąć. Zasypia albo i nie zasypia. Sen ulega fragmentacji, jest podzielony na kilka, niekiedy kilkanaście krótkich epizodów. Wreszcie kończy się definitywnie o trzeciej albo czwartej nad ranem. Człowiek budzi się smutny, zrezygnowany, zaniepokojony...
- Bo czeka go następny dzień.
- Czekają go te same cierpienia, te same problemy. Po bezsennej nocy jest zmęczony. To jest częste wśród cierpiących na depresję. W relacji otoczenia spali, byli w łóżku przecież, nie wstawali. A prawda jest inna: jeśli nawet spali, to krótko i z koszmarami.
- Co się dzieje rano?
- Godziny poranne są najgorsze.
- Ciężko wstać?
- Ciężko.
- Trudno się ubrać?
- Trudno. W stanach głębokiej depresji trudno się umyć, ogolić. Bywa i tak, że chory leży bez ruchu. Nie jest w stanie jeść, musi być karmiony łyżką, dawniej nawet sondą. Mówimy wtedy o stuporze. W tej chwili tak ciężkie stany są rzadkie. Być może dlatego, że wcześniej leczymy depresję. Nie dopuszczamy do stuporu.
- Dzień chorego. Rano niedobrze, co potem?
- Potem jest niewiele lepiej. U części chorych w godzinach popołudniowych niekiedy następuje kilkugodzinna poprawa. Znam pacjentów, którzy potrafili dostosować się do tego rytmu depresji w ten sposób, że odkładali na godziny wieczorne wszelkie czynności, które wymagały wysiłku umysłowego, czy fizycznego. Przez cały czas choremu towarzyszy niepokój, lęk.
- Przed czym?
- Przed niczym. I stąd jego nazwa - lęk bezprzedmiotowy. Niektórzy mówią - to staroświecki termin ale bardzo dobry - że to jest lęk witalny. Lęk życiowy, który ogarnia wszystko, i duszę, i ciało. Chorzy go często lokalizują za mostkiem, albo w nadbrzuszu. Bo lęk ma także charakter somatyczny. To jest głębokie cierpienie, które całkowicie dezorganizuje życie. Jeden z moich pacjentów z powodu lęku nie był w stanie opuścić mieszkania. Nie mógł wyjść na zakupy do sklepu obok domu. Był to człowiek samotny. Gdyby nie pomoc życzliwych sąsiadów, jego życiu groziłoby niebezpieczeństwo.
- Więc "piekło za życia"?
- Tak, to rodzaj piekła.
- Nawet jeśli bliscy są obok, chory w tym piekle czuje się sam.
- I coraz częściej myśli, że najlepiej byłoby zasnąć i już nigdy więcej się nie obudzić.
- Chce odejść?
- Chce. Niekiedy to są już bardziej zdecydowane rozważania, o sposobie odejścia.
- Znam takie historie, bo szukam zaginionych. Depresja jest jedną z głównych przyczyn zaginięć. Chory wychodzi z domu, znika.
- Bo czuje się ciężarem dla bliskich.
- Skąd się to wszystko bierze? Czy mój zły humor, który miałem wczoraj był już depresją? Co to jest depresja?
- Każdy miewa nastrój raz gorszy, raz lepszy. Nie ma przecież człowieka, który czułby się zawsze szczęśliwy. Gdyby taki był, to można by nawet rozważać, czy jest to stan pełnego zdrowia psychicznego. Czy to nie jest euforia, która wynika również z choroby. Wahania nastrojów towarzyszą nam nieustannie. Są ludzie, których konstytucja psychofizyczna - tak my psychiatrzy to nazywamy - determinuje takie wahania. Ludzie miewają cykliczne wahania nastrojów. Kilka tygodni jest lepiej, kilka tygodni gorzej, znowu lepiej. Ale to jeszcze nie choroba. Tylko przygnębienie, chandra powiedzmy.
- Gdzie jest granica między przygnębieniem, a depresją?
- Ta granica nie jest ostra, chociaż uchwytna. Tutaj trzeba przyjąć dwa kryteria. Pierwsze: czas trwania smutku i przygnębienia. Czy to jest tylko epizod, o którym szybko zapominamy i wracamy, bez niczyjej pomocy, do normalnego życia. Czy trwa to dłużej. I po drugie: czy ten epizod wpłynął na nasze funkcjonowanie. Jeśli przygnębienie trwa i dezorganizuje człowiekowi życie, czyniąc go mniej sprawnym, a niekiedy niezdolnym do codziennej aktywności, mówimy o stanie chorobowym. Chociaż trzeba przyznać, że to co tu powiedziałem nie jest do końca ścisłe. Znamy przypadki tzw. zaburzeń depresyjnych, nawracających, krótkotrwałych. To regularnie powracająca depresja, która trwa dwa, trzy dni.
- Na przykład co miesiąc. U kobiet, niekiedy ma związek z cyklem miesiączkowym, ale nie zawsze. Tutaj nie ma reguł.
- Depresje bywają różne. Jak je dzielimy?
- Są trzy duże kategorie depresji, choć to uproszczony podział. Pierwsza wiąże się z przykrymi wydarzeniami życiowymi. Jej źródłem najczęściej bywa strata.
- Jakiego rodzaju strata?
- Zawód emocjonalny. Utrata kogoś najbliższego: śmierć, rozwód, porzucenie. Ale niekiedy także straty materialne, zawiedzione ambicje. Trudności materialne, degradacja zawodowa, utrata pracy. Ta klasa wydarzeń powoduje stan frustracji. I wtedy mówimy o depresji psychogennej, psychologicznej
- Kiedy umiera mi ktoś bliski albo odchodzi, jest mi smutno. To naturalne. Przeżywam żałobę. Ona trwa kilka miesięcy, kilka lat nawet. Ten naturalny stan jest chorobą?
- Wobec straty człowiek zdrowy reaguje przygnębieniem. Jego codziennie funkcjonowanie może być nawet zaburzone, ale nie ma w tym niczego niezwykłego. To jest najczęściej stan przemijający. Po kilku tygodniach, czasem trochę później, człowiek wraca do normalnego życia. Zwykle nie wymaga pomocy specjalisty, bo to nie jest choroba. Ale jeśli przygnębienie trwa niewspółmiernie długo i towarzyszy mu dezorganizacja życia, trzeba sobie pomóc. Pójść do psychologa, do psychiatry.
- Niewspółmiernie długo, czyli jak długo?
- Nie ma jednej miary. To zależy od osobowości człowieka, od rodzaju straty. No, ale jeśli po wielu miesiącach jedynym tematem przeżyć osoby dotkniętej taką reakcją jest ten, kto odszedł - to już jest z pewnością stan depresji. Niekiedy towarzyszy mu postawa roszczeniowa wobec otoczenia. Nierzadko, wobec lekarzy, którzy leczyli bliskiego, zanim umarł. Rodzą się pretensje: można było jeszcze coś zrobić, coś powstrzymać.
- Czy depresja psychogenna może wyzwolić inną chorobę?
- Inną depresję? Tak. Wydarzenia życiowe, które są przyczyną depresji psychogennych, mogą być czynnikami wyzwalającymi depresje innego rodzaju. Tutaj przechodzimy do drugiej klasy zaburzeń depresyjnych. Nazywamy je w psychiatrii chorobami afektywnymi. Dawniej, jeszcze przed pięćdziesięciu, a nawet trzydziestu laty, były nazywane psychozą maniakalno-depresyjną, czy cyklofrenią. To są już terminy historyczne, wyparte przez pojęcie chorób afektywnych typu endogennego. Mam na myśli takie stany chorobowe, które pojawiają się bez uchwytnej przyczyny.
- Smutek, który bierze się znikąd?
- Bierze się z zaburzeń metabolizmu mózgu. Nie znamy do końca tych biologicznych mechanizmów. Ale wiemy, że te mechanizmy mają oznaczenie. Ta klasa depresji występuje często rodzinnie.
- Dziedziczymy depresję?
- Niewątpliwie pewne typy tych zaburzeń mają uwarunkowania genetyczne.
- Jaka jest wiec różnica między depresją psychogenną i endogenną?
- W endogennej przyczyny nie są tak jasne. Psychogenna występuje zwykle raz, w powiązaniu z konkretnym wydarzeniem. Endogenną zaś ////nie cenzuralne slowo///administrator//// nawrotowość. W ciągu życia człowieka mogą powtarzać się okresy smutku. Niektórzy chorzy doświadczają również stanów przeciwnych - euforii i wzmożonej aktywności. Potem wracają do zdrowia, potem znowu mają depresję.
- Ten podział - na psychogenną i endogenną - nie jest do końca dla mnie jasny.
- Bo to nie jest takie jasne. Ostre rozdzielanie czynników psychologicznych od biologicznych jest trudne. I niektórzy psychiatrzy, ja do nich należę, proponują, by przyczyny depresji rozpatrywać wielopłaszczyznowo. To znaczy, na ile to jest biologicznie uwarunkowane, na ile sytuacyjne. A na ile jeszcze innymi czynnikami, o których pewnie porozmawiamy za chwilę.
- Depresja, jaka by ona nie była, rodzi się w głowie, w mózgu. Co tam się dzieje?
- Pyta pan o biochemiczne podłoże depresji?
- Tak. Proszę to wyjaśnić, panie profesorze, najprościej jak można.
- Informacja między komórkami nerwowymi, neuronami, jest przekazywana przez substancje chemiczne zwane neuroprzekaźnikami albo neurotransmiterami. Należą do nich noradrenalina, serotonina, acetylocholina, kwas gamma-aminomasłowy i kilka innych. Na neuroprzekaźnictwo, bo tak to nazywamy, wywierają wpływ hormony i niektóre neuropeptydy. W stanach depresyjnych i maniakalnych występuje jakaś nieprawidłowość tego procesu. Upraszczając: w depresji występuje osłabione neuroprzekaźnictwo serotoninergiczne i noradrenergiczne w tych strukturach mózgu, które są odpowiedzialne za regulację nastroju i aktywności.
- Na pracę mózgu wpływają zapewne także powszechnie występujące choroby ciała, nie duszy.
- I tu przechodzimy do trzeciej grupy zaburzeń depresyjnych, często lekceważonych. To są depresje towarzyszące pewnym chorobom somatycznym i lekom, które pacjent wówczas bierze.
- Jakie to choroby najczęściej?
- Liczne. Różnorodne zaburzenia przemiany materii. Niewątpliwie choroby tarczycy, zaburzenia funkcji nadnerczy, zaburzenia funkcji przysadki, zaburzenia hormonów płciowych. Ale nie tylko. Także choroby serca, wątroby, przewodu pokarmowego nierzadko idą w parze z depresją.
- Dlaczego?
- To jest pytanie! Tutaj w grę wchodzi kilka różnych możliwości. Choroby na przykład wątroby mogą w układzie nerwowym powodować takie zaburzenia substancji neuroprzekaźnikowych, jakie występują w depresjach endogennych. Ale nie ograniczałbym się tutaj wyłącznie do szczegółowych rozważań nad czynnikami metabolicznymi, czy biologicznymi. Mówiąc o depresjach towarzyszących chorobom ciała, należy uświadomić sobie to co oczywiste: ciężka choroba jest dla człowieka problemem psychicznym. Na przykład nowotwór zagrażający życiu, zawał. Sam proces leczenia takiej choroby jest też dużym stresem. No i stosowane leki nie są bez znaczenia. Cześć leków stosowanych w medycynie ogólnej mogą mieć wpływ na neuroprzekaźnictwo w układzie nerwowym.
- Jakie to leki?
- Niektóre stosowane w leczeniu nadciśnienia, niektóre leki hormonalne.
- Podsumujmy: są trzy kategorie depresji. Psychogenna, endogenna i ta towarzysząca chorobom ciała i branym wówczas lekom.
- Ale podkreślmy, że to podział bardzo uproszczony, schematyczny. Przyczyny depresji najczęściej bywają złożone i nigdy nie są tak jednoznaczne.
- Czy pomimo tego podziału możemy określić, kto na depresje zapada najczęściej. Płeć, wiek, pozycja społeczna.
- Częściej chorują panie. Nawet trzy razy częściej od mężczyzn.
- Dlaczego?
- Różne są hipotezy. Mówi się o znaczeniu czynników hormonalnych. Nie będę tutaj szczegółowo uzasadniał, jak w tym zakresie kobieta różni się od mężczyzny, bo to jest wiadome. Druga hipoteza mówi o rodzaju obciążeń psychicznych i stresów, które są inne u kobiet, inne u mężczyzn.
- Kobieta ma trudniej?
- Tak, chyba tak. Chociaż my mężczyźni niechętnie się z tym zgadzamy, bo to my mamy stresy związane z zapewnieniem bytu rodzinie.
- Role kobiece i męskie pod tym względem się zacierają.
- No właśnie. Słowem, nie wiemy naprawdę dlaczego na depresję chorują częściej panie. Tutaj zapewne pomogą nam dalsze badania genetyczne, bo kobieta i mężczyzna różnią się przecież także w zakresie ich profilu chromosomowego, a w związku z tym metabolizm niektórych substancji przekaźnikowych może się różnić.
- Czy depresja może być groźna?
- Tak, choćby z powodu zagrożenia samobójstwem. I to mężczyźni w depresji znacznie częściej popełniają samobójstwo.
- Co mówią liczby?
- Około 15 proc. spośród chorych na depresję skutecznie popełnia samobójstwo. To bardzo wysoki wskaźnik.
- Kiedy chory popełnia samobójstwo?
- Rzadko, kiedy jest w szpitalu. Rzadko, kiedy jest w bardzo głębokiej depresji. Depresja jak gdyby chroni przed samobójstwem. Chroni przed nim spowolnienie, zahamowanie, niechęć do działania. W szpitalu to oczywiście inne okoliczności chronią pacjenta. Chory depresyjny popełnia samobójstwo nierzadko dopiero wtedy, kiedy zdrowieje. Kiedy czuje się lepiej, kiedy jest w stanie, mówiąc w uproszczeniu, to samobójstwo popełnić. Robi to wtedy, gdy napotyka realne problemy życiowe. Musi je rozwiązywać a nie jest jeszcze w stanie.
- Częściej chorują starsi, czy młodsi?
- Szczyt zachorowań na depresje przypada pomiędzy 35 a 55 rokiem życia. W tym wieku liczba stresów, a pewnie i przykrych wydarzeń życiowych jest najwyższa. Już tracimy kogoś z najbliższych, już na coś chorujemy, bierzemy jakieś lekarstwa, tracimy niekiedy pozycje zawodową.
- Pozycja społeczna, miejsce zamieszkania, wykształcenie, poziom intelektualny - czy to ma wpływ na występowanie depresji?
- Raczej nie, depresja może się przydarzyć każdemu. Trzeba pamiętać, że ludzie dotknięci depresją częściej zapadają na niektóre choroby somatyczne. Depresja pogarsza rokowanie w chorobach ciała. I odwrotnie: obecność choroby somatycznej rodzi przygnębienie i stanowi ograniczenie w stosowaniu niektórych leków przeciwdepresyjnych. Słowem: błędne koło, które lekarz musi przerwać.
- Depresja jest chorobą. Należy ją leczyć?
- Zdecydowanie tak. Łatwiej ma ten chory, który potrafi się zorientować, że cierpi na depresję, albo przynajmniej, że jego stan nie jest całkiem zwyczajny. Sprawa jest jeszcze prostsza u tych osób, które już kiedyś przeżyły depresję i które korzystały z pomocy specjalisty. Ta grupa naszych pacjentów bez trudu rozpoznaje nawrót depresji i zwykle wcześnie przychodzi z prośbą o pomoc.
- A ci, którzy nie potrafią się zorientować, że chorują?
- Wtedy pomoc nadchodzi późno albo wcale. Człowiek trwa w stanie choroby, z trudem wstaje z łóżka, z trudem pracuje, źle śpi. Wreszcie, po długim czasie, choroba mija. Dopiero następny nawrót i wywiad lekarski wskazuje, że dzieje się to nie po raz pierwszy. Chory może sam sobie pomóc jeżeli wcześniej identyfikuje problem i jeżeli wierzy w skuteczność terapii. Większość chorych wierzy i korzysta z pomocy.
- Dokąd ma pójść po pomoc ktoś, kto podejrzewa u siebie depresję?
- Do psychiatry, do doświadczonego psychologa klinicznego.
- W Polsce wizyta u psychiatry wciąż jest czymś wstydliwym.
- Niestety, ciągle nie przynosi zaszczytu. Ale to się zmienia. Ja pracuję ponad 40 lat, więc mam dobre porównanie. Korzystanie z pomocy psychiatry może wciąż jeszcze nie jest w dobrym tonie, jak w Stanach Zjednoczonych, ale już tak nie kompromituje.
- Jak psychiatra leczy depresję?
- Po pierwsze ustala, czy chory wymaga jego pomocy. Bo może nie wymaga. Lekarz musi rozstrzygnąć gdzie będzie leczył pacjenta. Czy w ambulatorium, czy na oddziale psychiatrycznym. Wybór miejsca leczenia to podstawowy problem. Błąd może mieć poważne konsekwencje. Lekarz musi uwzględnić kilka okoliczności: ciężkość depresji u pacjenta, zagrożenie życia. Także środowisko w którym chory żyje, możliwość opieki ze strony najbliższych. Zdarza się, że pacjent w ciężkim stanie depresyjnym może być bez większego ryzyka leczony w domu.
- Bo lepiej to zniesie niż w szpitalu?
- Oczywiście. Ale pod warunkiem że ma troskliwą rodzinę, która zaspokoi jego podstawowe potrzeby i zagwarantuje, że będzie systematycznie brał leki. Zdarza się i odwrotnie: chory w łagodnej depresji musi być leczony w szpitalu, bo w domu nic leczeniu nie sprzyja. Jest tam konflikt, brak akceptacji. Także osoby samotne z depresją, moim zdaniem, powinny być leczone w szpitalu. Kiedy psychiatra już wybierze miejsce leczenia, musi rozstrzygnąć, jaki lek powinien zastosować. Czy tylko pomoc farmakologiczna jest potrzebna, czy może również psychologiczna. Myślę o psychoterapii. Psychiatra powinien zorientować się, czy pacjent nie potrzebuje pomocy socjalnej. Może warunki w jakich przebywa, są na tyle złe, że ich poprawienie może się przyczynić do zmiany stanu klinicznego. Psychiatra musi ocenić całą sytuację.
- Co ma zrobić chory, gdy psychiatry w okolicy nie ma?
- Pójść do swojego lekarza.
- Do lekarza tzw. pierwszego kontaktu?
- Na przykład do niego.
- Panie profesorze, ale czy jest pan przekonany, ze taki lekarz potrafi rozpoznać depresję?
- Nie, nie jestem przekonany. I to jest problem nie tylko w Polsce. Także w Ameryce, w Niemczech, w Szwecji.
- Ale powinien to umieć?
- Nie powinien leczyć ciężkich chorób psychicznych, on nie musi się na tym znać. Ale powinien zidentyfikować problem. Zadać sobie pytanie, czy dolegliwości fizyczne, na które skarży się pacjent nie są wynikiem depresji. I wysłać chorego do specjalisty.
- Jeśli sobie takiego pytania nie zada to leczy bez sensu?
- Tak się może zdarzyć. Chory z depresją mówi o bólach za mostkiem, o suchości w jamie ustnej, o bólach głowy. A to są tak zwane maski depresji. Maska ukrywa prawdziwą chorobę. Chory nie mówi lekarzowi, że jest smutny. On jest chory po prostu. Dokładniejsze badanie, bardziej staranne, wykaże, że tam jest też smutek i przygnębienie. Lekarz ogólny powinien to zauważyć.
- Jakie są szanse na poprawę wiedzy o depresjach wśród lekarzy ogólnych, lekarzy pierwszego kontaktu, lekarzy rodzinnych?
- Ona ulega poprawie miedzy innymi dzięki czasopismom ogólnolekarskim. Tematyka psychiatryczna, w tym problem depresji, tam jest obecna. Zakładam, że lekarze pierwszego kontaktu również czytają.
- Czy depresja jest uleczalna?
- W większości przypadków tak. Od lat 50. minionego wieku, pomińmy tu czasy wcześniejsze, medycyna dysponuje skutecznymi lekami przeciwdepresyjnymi. Imipramina to pierwszy środek, który okazał się skuteczny, i jest do dzisiaj stosowany. To lek, który przetrwał ponad 40 lat. Najstarszy, wciąż uznawany powszechnie, wszędzie zarejestrowany i zaliczany przez ekspertów WHO do leków, które są niezbędne do terapii depresyjnej na świecie.
- Ale te leki miały dużo niepożądanych działań.
- To prawda. Przy ich stosowaniu występowało sporo objawów niepożądanych, ale niegroźnych. Wysychanie w ustach, zaparcia, gorsze widzenie, zmiany ciśnienia krwi. Jeżeli się dokładnie przestrzegało przeciwwskazań, to one są zupełnie bezpieczne.
- Ale dopiero w latach 80., gdy pojawił się prozac, nastąpiła rewolucja w farmakologicznym leczeniu depresji.
- Nie wiem, czy rewolucja to właściwe słowo. Problem z lekami starszymi polegał na tym, że cechowała je mała selektywność działania. Ale były skuteczne. Potem w miarę rozwoju wiedzy z zakresu psychofarmakologii, ale i biochemii mózgu, dążono do uzyskania środków o bardziej wybiórczym, selektywnym działaniu. Powstały leki, które - mówię w skrócie - działają tylko na noradrenalinę i na serotoninę. Wywołują mniej objawów ubocznych, są lepiej tolerowane.
- Skoro tak, to zapewne psychiatrzy częściej je przepisują. Czy teraz medycyna wkracza do walki z depresją znacznie wcześniej? Leczy się lżejsze stany? Czy pojęcie choroby depresyjnej, dzięki rozwojowi farmakologii, poszerzyło się?
- Tak, wcześniej się podejmuje leczenie, czyli się nie dopuszcza do powstania ciężkiego stanu. Po drugie, chory wcześniej dociera do lekarza niż by to było przed kilku, czy kilkunastu laty. Po trzecie, niewątpliwie nowe leki zmieniają obraz kliniczny depresji, zwłaszcza jej przebieg. Depresje, z którymi się styka współczesny psychiatra, są inne od depresji opisanych przed kilkudziesięcioma laty. Ale nie można się zgodzić z opinią, że stare leki są niepotrzebne, czy też szkodliwe. To są wartościowe środki w ciężkich stanach depresyjnych. Natomiast minusem części nowych leków jest ich szybkość działania. Niektóre zaczynają działać po trzech, czterech tygodniach. Leki "stare" działają nieco szybciej, rzadko jednak przed upływem dwóch tygodni. Pacjent, który na początku świetnie współpracuje z psychiatrą zaczyna się niecierpliwić. I przerywa leczenie.
- Czeka, że pigułka natychmiast wyciągnie go z tego piekła. Gazety pisały przecież o prozacu: pigułka szczęścia, połykasz i świat jest od razu lepszy.
- W Polsce zarejestrowanych jest kilka odpowiedników prozaku wytwarzanych przez różne firmy. Fluoksetyna, bo taka jest międzynarodowa nazwa tego leku jest przedstawicielem stosunkowo nowej grupy leków przeciwdepresyjnych, których wspólną cechą jest selektywny wpływ na serotoninę w mózgu. Ich wprowadzenie jest postępem w leczeniu depresji. Niestety błędy popełnione przy promocji prozacu, zbyt agresywna kampania zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych, stały się przyczyną używania tego leku przez osoby zdrowe. Zdrowi liczyli na to, że staną się bardziej aktywni, sprawni, pogodni, szczęśliwi, nawet zgrabniejsi albo mądrzejsi. Stąd popularna, ale zupełnie nietrafna nazwa "pigułka szczęścia". Stosowanie fluoksetyny przez osoby zdrowe nie przynosi pożytku, a często szkodzi. Na szczęście w Polsce nadużywanie tego leku nigdy nie osiągnęło rozmiarów amerykańskich.
- Ale farmakologia rozwija się dalej. Będą tabletki, które szybciej i jeszcze skuteczniej pomogą chorym?
- Ja myślę, że przełom w leczeniu depresji dopiero jest przed nami. Stanie się za jakieś pięć, może dziesięć lat.
- Ale nawet najlepsza tabletka nie usunie przyczyny depresji psychogennej. Nie przywróci do życia kogoś, kto umarł, sprawiając nam tym wielki ból.
- Nie ma pigułek szczęścia. Tabletka nie scali związku, który się rozpadł i nie wyleczy dziecka z narkomanii, co jest powodem naszej depresji. To są sytuacje, na które, my psychiatrzy, często nie mamy wpływu, a i leki są tu mniej skuteczne. W takich sytuacjach wskazana jest równoczesna psychoterapia, zmiana warunków, usunięcie tego, co przywołuje złe wspomnienia.
- Powiemy coś, panie profesorze, optymistycznego na koniec?
- Chory, który jest dobrze leczony i który ma rozsądne wsparcie najbliższego otoczenia, najczęściej z depresji wychodzi. Niekiedy ta choroba, jak wiele innych, ustępuje wolno i stopniowo, krok po kroku. Ale bywa i tak, że pacjent, który jeszcze wczoraj był w złej formie, budzi się następnego dnia rano i świat wita z uśmiechem. Depresja minęła tak nagle, jak się pojawiła. Chcę podkreślić, ze depresji, zwłaszcza tej występującej w przebiegu chorób afektywnych, można skutecznie zapobiegać. Współczesna psychiatria dysponuje grupą leków, których długotrwałe stosowanie zapobiega nawrotom depresji. Dzięki takim lekom jak węglan litu wielu chorych, którzy jeszcze w latach 60. minionego wieku byliby inwalidami z powodu nawrotu choroby, obecnie żyje normalnie. To są osoby zdrowe. Pragnę tą drogą przekazać czytelnikom "Magazynu" ważny sygnał: depresję można leczyć, depresji można zapobiegać.
przedruk za "Magazynem Gazety Wyborczej" 01.03.2001
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 2:35:22, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 Temat postu: |
|
|
Małgorzata Fiejdasz
Nastolatki
W Polsce, kraju błyskotliwych karier i milionów bezrobotnych, blisko 50 proc. nastolatków za dorosłość płaci To efekt marnej szkoły i straconych szans.
Mgła, szarość, ciężka kołdra, spod której nie sposób się wydobyć. Najchętniej wcale nie wstawałoby się z łóżka. Na samą myśl o szkole boli brzuch. Poranny prysznic jest wysiłkiem niczym wejście na wysoką górę. Strach. I myśli: jestem do niczego, nic mi nie wychodzi, boję się, nie chcę nikogo widzieć, nic mi się nie chce. Tak wyglądały poranki 18-letniej Ewy i Tomka, nim zaczęli leczyć się w ośrodku neuropsychiatrii w podwarszawskim Zagórzu.
Pokolenie wchodzących teraz w dorosłość nastolatków częściej niż wcześniejsze płaci depresją za dojrzewanie. Prof. Jacek Bomba, psychiatra i znawca problemów depresji u młodzieży, przeprowadził w latach 1981-1985 badania, z których wynika, że na depresję cierpiało blisko 20 proc. siedemnastolatków. Gdy dwa lata temu prof. Hanna Jaklewicz, psychiatra, wraz ze studentami Uniwersytetu Gdańskiego zbadała w Gdańsku i Koszalinie uczniów trzech klas szkół ponadpodstawowych, stwierdziła zaburzenia depresyjne u blisko 50 proc. szesnasto- i siedemnastolatków z liceów oraz u 65 proc. ich rówieśników z zawodówek. Aż 25 proc. z nich wymagało leczenia. Jak wytłumaczyć ten wzrost?
W zeszłym roku, gdy Fundacja ITAKA ruszyła z akcją "Lecz depresję", trudno się było dodzwonić pod specjalny numer telefonu. Dyżurni lekarze przeprowadzali 40-60 rozmów dziennie. - Depresja to choroba krajów bogatych. Cierpi na nią 10 proc. ludzi. W Polsce zaczyna być podobnie - mówi Krystyna Napiórkowska z ITAKI.
Depresja to zwykle długie miesiące samotnej męczarni. To wieczne rodzinne nieporozumienia. Wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy, że paraliż woli, który dotyka ich dzieci, nie jest objawem lenistwa, ale znakiem poważnej choroby: depresji. Coraz częściej dopada ona tych nastolatków, które "nie nadążają". Widząc, a może słysząc o pięknych i bogatych, boją się, że sami skazani są na życie szare, biedne, bez perspektyw. Są to przede wszystkim uczniowie zawodówek. Ale też uczniowie liceów, którzy w tym wyścigu do karier odpadają. - Czuję się, jakby mnie ktoś wepchnął do ciasnego słoika i zakręcił mocno przykrywkę - mówi 16-letnia Matylda z warszawskiego liceum.
Każdy między 13. a 16. rokiem życia przechodzi przez depresję młodzieńczą - tłumaczy prof. Jacek Bomba. W tym wieku trzeba zmienić swoje stosunki z rodzicami, uniezależnić się, zdecydować o przyszłości zawodowej. Jeśli młody człowiek znajdzie oparcie w rodzinie lub bliskich mu osobach, poradzi sobie w naturalny sposób. Jeśli wsparcia nie dostanie, niepokoje mogą przerodzić się w głębokie lęki, zaburzenia i odebrać ochotę do życia.
Dzieciństwo współczesnych nastolatków przypadło na okres najgorętszych zmian w Polsce. Są pierwszym pokoleniem polskiego kapitalizmu, wychowanym przez ludzi przełomu. Na depresję narażone są najbardziej te dzieci, których rodzice albo zagubili się w nowych warunkach i powiększyli grono bezrobotnych, albo zrobili kariery. W jednym i drugim wypadku cierpiały dzieci. Rodziców trudno za to obarczać winą. - Sami byli wówczas zagubieni - tłumaczy prof. Hanna Jaklewicz. Jednak bez poczucia bezpieczeństwa, jakie rodzi się we wczesnym dzieciństwie, trudno potem radzić sobie z tempem współczesnego świata. Zwłaszcza że jego reguły są jednoznaczne: bądź przebojowy, ścigaj się, zarabiaj pieniądze, rób karierę. I wyglądaj jak Brad Pitt albo Jennifer Lopez.
Do tego dochodzą często ogromne ambicje rodziców. Chcą, by ich dziecko było najlepsze, lepsze od rówieśników, by spełniło ich nadzieje na wielką karierę. - Mama cały czas porównywała mnie do kogoś: "Czemu Ania ma piątkę, a ty pięć mniej?". Gdy złapała mnie na paleniu, usłyszałam: "Jak możesz, Justyna nie pali!" - opowiada Ewa, 18-letnia licealistka, która od października leczy się w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii i Rehabilitacji dla Dzieci i Młodzieży w Zagórzu koło Warszawy. Kiedy Ewa nie zdała do następnej klasy, stwierdziła, że do niczego się nie nadaje. Nie dostanie się na studia, zawiodła rodziców. Cały czas myślała:
"Jak ja się pokażę na osiedlu?".
Nastolatki, od których oczekuje się zbyt wiele, nie radzą sobie z presją otoczenia. Pozostawione same sobie, czują się jak w matni. Piotrka Górskiego (21 lat) nie dziwi, że w badaniach prof. Jaklewicz aż 65 proc. uczniów zawodówek walczy z depresją. Zanim trafił do technikum wieczorowego, uczył się w szkole samochodowej. Czego bał się on i jego koledzy? Tego, że już przez całe życie będą najgorsi, naznaczeni piętnem marnej szkoły. - Masz poczucie, że w najlepszym wypadku wylądujesz w kanale pod samochodem i utkniesz tam na kilka lat z marną pensją - mówi Piotrek. - Dwa razy w tygodniu mieliśmy praktyki w warsztatach, więc napatrzyliśmy się. Ci na myjni byli non stop nawaleni. Całe życie żałoba pod paznokciami. Nieciekawa perspektywa - podsumowuje Piotrek, który nie zamierza skończyć swojej edukacji na technikum.
Zdaniem prof. Hanny Jaklewicz dzisiejsze siedemnastolatki w niczym nie przypominają młodych wilków kapitalizmu. Z jednej strony widzą błyskotliwe kariery, z drugiej - miliony bezrobotnych. Boją się, że utkną na zawsze wśród tych gorszych.
Pomocy szukają u dr Anny Kleinwechter, ordynatora oddziału psychiatrii dzieci i młodzieży szpitala w Opolu. Są nie tylko płaczliwe, nie tylko mają charakterystyczne dla ich wieku zmienne nastroje i samobójcze myśli. Przede wszystkim się boją.
- Nie umieją powiedzieć czego - dodaje dr Kleinwechter. - Czasem nawet nic dramatycznego nie zdarzyło się w ich życiu, nie mieli problemów szkolnych ani rodzinnych. Lęk spadł na nich z dnia na dzień.
Rodzice Ewy poważnie wystraszyli się, kiedy córka poprosiła, żeby zawieźli ją do szkoły. - Powiedziała, że boi się chodzić po ulicy. Boi się autobusu, ludzi, kolegów - mówi matka Ewy. Dopiero wtedy usłyszała, że córka od dłuższego czasu nie może znaleźć swojego miejsca, że boi się szkoły, a zwłaszcza lekcji matematyki, przed którymi mdleje albo wymiotuje ze strachu. Ewa już od jakiegoś czasu wpadała w histerię na myśl o pójściu do szkoły.
- Płakałam i prosiłam mamę, żeby zadzwoniła do nauczycielki. Mama dzwoniła. Zostawałam w domu pod kołdrą. A strach zostawał razem ze mną - opowiada Ewa. Wspólnie zdecydowali, że pójdą do psychologa. Interweniowali już wtedy, gdy Ewie oceny zjechały z piątek na jedynki, ale jeszcze zanim nie zdała do czwartej klasy.
Nie wszyscy rodzice wykazują taką czujność i nie wszystkie dzieci decydują się w końcu opowiedzieć o swoich cierpieniach. Najczęściej idą do lekarza dopiero wtedy, gdy problem widać na świadectwie. Wcześniej rodzice bezskutecznie starają się zmusić dziecko do nauki. Narzekają, krzyczą. Nie rozumieją, dlaczego oceny jadą w dół.
Szkoły nie sygnalizują rodzicom, że z ich dziećmi dzieje się coś złego. Nic dziwnego: uczniowie z depresją nie rzucają się w oczy, nie przeszkadzają, nie są agresywni. Nie mają siły, żeby wchodzić w konflikty. - A potem jest wielkie zdziwienie: taki miły, cichy uczeń, a skoczył z dziesiątego piętra - mówi dr Hanna Witkowska-Ulatowska, specjalista psychiatrii dzieci i młodzieży.
Kiedy dziecko zaczyna leczyć się psychiatrycznie, szkoły nie chcą go mieć u siebie. - Takie dzieci uważane są za nieprzewidywalne. Nie wiadomo, jak z nimi postępować - opowiada Katarzyna Okulicz-Kozaryn, dyrektor Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Warszawie. - Najlepiej więc się ich pozbyć.
Osiemnastoletni Tomek, który od roku leczy się w tym samym ośrodku co Ewa, usłyszał od dyrektorki szkoły, że jest ćpunem, bo ma rozszerzone źrenice, i powinien zmienić liceum na zawodówkę. - Mój syn nie sprawiał kłopotów. Wychowawczyni i pedagog szkolny doskonale wiedzieli, że przyjmuje silne leki. Po prostu chciano, by odszedł - twierdzi rozgoryczona mama Tomka.
U chłopca rozpoznano tzw. depresję dwubiegunową. Po okresach euforii wpadał w apatię. Zanim trafił na leczenie, nie zdał do następnej klasy. Nie umiał powtórzyć tego, co przeczytał, chociaż wcześniej miał fenomenalną pamięć. To go irytowało, podobnie jak rozpacz matki, więc wolał spać. Zresztą nie chciał widzieć ludzi, nie odbierał telefonów. Sen przynosił ulgę, więc do popołudnia leżał w łóżku. Z pierwszych tygodni pobytu w ośrodku niewiele pamięta. Wstawał tylko na posiłki.
Wśród 20 młodych pacjentów dr Anny Kleinwechter z Opola jest wielu takich chłopców jak Tomek. Potrafią przespać 12- -18 godzin na dobę. - Chłopcy w wieku 16--17 lat gorzej radzą sobie z depresją niż dziewczynki - uważa dr Kleinwechter. Te częściej rozmawiają z nauczycielkami i pedagogami szkolnymi. Chłopcy nie umieją mówić o swoich emocjach, zamykają się. Zwłaszcza w męskiej grupie nie wypada przyznać się, że człowiek sobie nie radzi, jest w kiepskiej formie. - W klasie przeważali faceci, nikt nie okazywał słabości, żeby nie narazić się na obelgi i nie zostać "lamusem" - mówi Piotrek Górski, który spędził trzy lata w szkole samochodowej.
Dla szesnasto-, siedemnastolatka wizyta u psychiatry jest ujmą na honorze. Tomek przyznaje, że kiedy po raz pierwszy miał wejść do gabinetu, czuł się ogromnie zażenowany. - Strasznie się wstydziłem. Chciałem uciec przed sobą, bo nie mogłem znieść tego, jaki jestem - wspomina.
Wstyd, ale także złość, zdziwienie i strach towarzyszą również rodzicom dziecka, u którego stwierdzono depresję. Nie rozumieją, dlaczego właśnie ich to spotkało. Szukają winy w sobie. Do mamy Ewy cały czas wracają wspomnienia kłótni z córką, po których nie była w stanie jej przytulić. Ojciec reagował złością: - Byłem wściekły na Ewę, że zamyka się w pokoju i słucha tej swojej beznadziejnej muzyki - mówi. Z bezradności i niemocy dotarcia do córki, z którą jeszcze rok temu chodził na spacery, a która teraz nie miała ochoty nawet na wspólny obiad, krzyczał, że jest leniem, nie skończy szkoły, nie da sobie rady w życiu. Dzisiaj tego żałuje.
Rodzice Ewy mieli jednak pecha. Zanim trafili do specjalistów w Zagórzu, podczas pierwszej wizyty u psychologa usłyszeli, że ich dziecko zachorowało właśnie przez nich, że powinni poszukać winy w sobie. Ojciec dziewczyny na samo wspomnienie tamtego wydarzenia zaciska pięści. - Pani psycholog powiedziała, że to my wpędziliśmy w chorobę nasze ukochane dziecko - mówi. - Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba.
Zdaniem prof. Ireny Namysłowskiej, krajowego konsultanta psychiatrii dzieci i młodzieży, to naturalne, że rodzice depresyjnego dziecka zastanawiają się, czego mu zabrakło. - Muszą jednak zrozumieć, że depresja nie jest karą, a oni nie są winnymi - tłumaczy dr Robert Naumiuk, psychiatra dzieci i młodzieży z Zagórza, który leczy Ewę i Tomka.
Wspólne przezwyciężanie choroby może być dla rodziców najlepszą terapią. Mama Tomka uważa, że nauczyła się słuchać, a nie tylko mówić. Patrzeć, ale nie ingerować. Nie zmusza syna do rzeczy, jakich ten nie chce robić. Częściej go przytula, niż poucza. Wie, że nie wolno odwracać się od dziecka z depresją, bez względu na to, co ono zrobi i powie. - Moi rodzice przegapili moment, w którym wszystko się zaczynało - ocenia Ewa. Godzinami leżała w pokoju, miała zgaszone światło, słuchała smętnej muzyki. - Oni złościli się na mnie, że nic nie robię. Ja krzyczałam, żeby się wynosili, że to nie jest ich życie, żeby dali mi spokój. Ale nie byłam taka zła codziennie. Mogli poczekać na mój lepszy czas i wtedy ze mną porozmawiać.
Wszyscy "niedopasowani" mówią, że dobrze jest mieć pasję, bo to pomaga przetrwać chorobę. - Mnie pomaga gra na gitarze, a ostatnio narty - mówi Beata, 17-letnia licealistka z Krakowa. Ma za sobą dwie próby samobójcze. Podobnie jak Tomek, który pisze powieść fantasy, ona też skończyła książkę. Starała się wyrazić w niej swój ból. Kiedy nie miała z kim porozmawiać, wchodziła na internetową stronę dla osób o samobójczych myślach. W jednym z e-maili napisała: "W Wigilię siedziałam w oknie i patrzyłam na inne okna, w których paliły się lampki na choince. Zastanawiałam się, dlaczego moja rodzina nie potrafi się kochać, dlaczego rodzice cały czas się kłócą. Patrzyłam i po policzkach płynęły mi łzy".
To było tuż po świętach. Za tydzień Beata ma wyznaczoną pierwszą wizytę u psychologa. Zapisała ją mama, która uznała, że małżeńskie kłótnie źle wpływają na córkę. Choć Beata ma mnóstwo obaw, słychać w jej głosie odrobinę wiary, że może być lepiej. - Boję się, że nie zaufam terapeutce, ale mam też nadzieję, że się z tego wyciągnę
- mówi nieśmiało. Cały czas powtarza: - Nie jest źle. Na razie jest OK.
Profesor Irena Namysłowska mówi, że nie ma sensu szukać winnych depresji dorastającego dziecka. Trzeba mu po prostu pomóc przetrwać najtrudniejszy w życiu okres, gdy zadaje sobie najważniejsze pytania: czy jestem atrakcyjny? kim będę? czy sobie poradzę? Chodzi o to, by dzieci odpowiedzi na te pytania nie szukały na internetowej stronie dla samobójców.
przedruk za "Newsweekla" nr04/ 2002
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 2:36:19, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 Temat postu: |
|
|
Zbigniew Wojtasiński
Współpraca:
Alicja Baranowska
Małgorzata Mrozińska
Rak duszy
Depresja zżera Polaków
Kora Jackowska, wokalistka zespołu Maanam, zaczęła mieć problemy jeszcze jako nastolatka. - Wszystko widziałam w czarnych barwach, byłam wrogo nastawiona do świata i ludzi, z nikim nie chciałam się spotykać, miałam myśli samobójcze. Kilkakrotnie próbowałam odebrać sobie życie - opowiada Kora. Aktorka Katarzyna Skrzynecka nie wytrzymała ostrej konkurencji w zawodzie, presji, która każe być najlepszą. - W dwa tygodnie schudłam 10 kg, nabawiłam się anemii. Straciłam chęć do działania, popadłam w stan przygnębienia - wspomina Skrzynecka. Podobne problemy mieli Kamil Sipowicz, przyjaciel i towarzysz życia Kory Jackowskiej, bizneswomen Monika Mizielińska-Chmielewska, znany niegdyś prezenter Max Cegielski oraz dziennikarka telewizyjna Jolanta Szaciłło. Wszyscy oni są ofiarami depresji - choroby, która na świecie przybiera rozmiary epidemii. Może ////nie cenzuralne slowo///administrator////ść każdego z nas, niezależnie od pozycji zawodowej, majątku, wykształcenia. Polska należy do krajów, gdzie liczba chorych na depresję rośnie w postępie geometrycznym. Niektóre jej objawy można zaobserwować u co czwartego Polaka.
Jesteś drażliwy lub odczuwasz lęk, cierpisz na zaburzenia snu (bezsenność lub nadmierną senność), szybko się męczysz bądź czujesz się wyczerpany? Odczuwasz mniejszy popęd seksualny, bóle głowy, żołądka i dolnej części kręgosłupa, kłopoty z myśleniem i skupieniem uwagi? Straciłeś poczucie własnej wartości, masz niczym nie uzasadnione wyrzuty sumienia, poczucie klęski życiowej? Nie opuszcza cię pragnienie śmierci bądź masz samobójcze myśli? Jeśli zauważasz te objawy, już jesteś albo wkrótce będziesz chory na depresję. "Wszystko zaczyna mnie przerażać, cały czas wydaje mi się, że ten świat mnie przerasta, że jestem bardzo malutką istotką, która w każdej chwili może zostać zdeptana, zabita. Strach zawładnął moim życiem, boję się wszystkiego: boję się zasnąć, a jak już to zrobię, boję się obudzić - napisała w internetowym pamiętniku osoba cierpiąca na depresję.
Prawie dwa miliony Polaków ma objawy zaburzeń psychicznych, najczęściej są to objawy depresji. Większość z nich nawet raz nie skorzystała z pomocy lekarza, a tylko 164 tys. oficjalnie uznano za chorych na depresję. Ponad cztery miliony ludzi rozpoznaje u siebie objawy depresji, lecz do lekarza jeszcze się nie zwróciło.
Stanisław Pużyński
konsultant krajowy w dziedzinie psychiatrii
Leczenie depresji obejmuje pomoc psychologiczną, farmakoterapię i profilaktykę. W psychoterapii stosuje się dwa podejścia terapeutyczne. Jedno polega na zmianie wzorów zachowań (uczy się chorego, dlaczego reaguje depresją na niektóre wydarzenia i jak może unikać tych reakcji - psychoterapia poznawcza), a drugie zmierza do poprawiania relacji między chorym a otoczeniem (psychoterapia interpersonalna). Farmakoterapia natomiast polega na podawaniu środków, które - najogólniej mówiąc - poprawiają neuroprzekaźnictwo serotoninowe i noradrenalgiczne w móz-gu. Na świecie jest zarejestrowanych około 30 leków przeciwdepresyjnych, w Polsce - 21. Najnowsze z nich powodują znacznie mniej skutków niepożądanych. Profilaktyka depresji to z kolei zapobieganie nawrotom choroby. Do tego celu stosuje się przede wszystkim węglan litu i trzy leki przeciwpadaczkowe. Mimo że depresja nie ma nic wspólnego z padaczką, wykazano, że te leki zapobiegają jej nawrotom.
Depresja transformacji
Monika Mizielińska-Chmielewska, prezes Media-Trend, zauważała u siebie pierwsze objawy wypalenia zawodowego po dwunastu latach kierowania polskim oddziałem dużej austriackiej firmy telekomunikacyjnej. - Byłam typową pracoholiczką, pracy poświęcałam niemal całą dobę, nie miałam czasu na odpoczynek. Kiedy pojawiły się pierwsze oznaki załamania w gospodarce, chciałam udowodnić, że osiągniemy jeszcze więcej. W pewnym momencie jednak - zamiast jak zwykle rzucić się w wir pracy i realizować nowe projekty - stwierdziłam, że nie chce mi się rano wstawać, iść do biura, spotykać z kontrahentami. Psychicznie byłam wyczerpana, straciłam apetyt, gastrolog stwierdził nerwicę żołądkową - wspomina.
Monika Mizielińska-Chmie-lewska jest jedną z ofiar tzw. gospodarki stresowej, nazywanej też archipelagiem McGułag. Prof. Pierpaolo Donati, socjolog z Bolonii, porównuje ją do pierwszej rewolucji przemysłowej, bo dominują w niej zmienne godziny pracy, ..................... rywalizacja i brak hierarchii stanowisk. Jego zdaniem, rozwinięte społeczeństwa wkroczyły w etap rozwoju, w którym najważniejsza jest indywidualna przedsiębiorczość i odnoszenie sukcesów. U osób, które przegrywają (bankrut, outsider, bezrobotny czy rozwiedziony), powstaje silne poczucie winy. Ludzie na samym szczycie drabiny społecznej (menedżerowie i właściciele firm, popularni aktorzy i artyści) obawiają się, że zbankrutują lub poniosą porażkę. Depresja jest więc chorobą społeczeństw rynkowych, a największe żniwo zbiera w krajach, które niedawno przechodziły bądź jeszcze przechodzą ustrojową transformację. Wedle danych Światowej Organizacji Zdrowia, Polska należy do państw, gdzie liczba chorych na depresję będzie wzrastać najszybciej, bo u nas zmiany w gospodarce, obyczajach, stylu życia są głębokie i dokonały się w krótkim czasie. Wskaźnik ryzyka zachorowania na depresję jest w Polsce ponaddwukrotnie wyższy niż na przykład w Czechach.
Depresyjna III RP
W ubiegłym roku na różne dolegliwości psychiczne leczyło się w naszym kraju około miliona osób, czyli o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. W 1999 r. liczba pacjentów leczących się z powodu zaburzeń nastroju wzrosła o 21 proc. w porównaniu z 1998 r., a liczba chorych na nerwicę - o 15 proc. W ostatnich dziesięciu latach zużycie leków przeciwdepresyjnych zwiększyło się w Polsce prawie dziesięciokrotnie: w 1991 r. sprzedano ich za 4 mln zł, w roku 2001 - już za 34 mln zł. W tym samym czasie sprzedaż leków antydepresyjnych w USA i Wielkiej Brytanii wzrosła trzykrotnie. Część chorych na depresję leczy się dodatkowo z powodu nadużywania alkoholu, leków oraz narkotyków, które były "domowym" sposobem na tę dolegliwość. - Po amfetaminę po raz pierwszy sięgnąłem, gdy pracowałem w Radiu Kolor - praca była tak intensywna, że potrzebowałem dopalacza. Później i to nie wystarczało, przerzuciłem się więc na heroinę - przyznaje Max Cegielski.
O tym, jaka jest skala zagrożenia depresją w naszym kraju, może świadczyć sondaż OBOP z połowy stycznia tego roku. Wynika z niego, że aż 89 proc. badanych odczuwa lęk, niepokój i narzeka na stres. Tylko 7 proc. ankietowanych uważa, że w Polsce żyje się raczej spokojnie. Szczególnie boleśnie odczuwane jest narastające zagrożenie bezrobociem, pogorszenie warunków życia i brak perspektyw. - Depresja staje się w naszym kraju choro-bą społeczną, bo ma idealne podłoże do rozwoju. Oprócz kryzysu gospodarczego i bezrobocia sprzyja jej klimat, mentalność Polaków i nieodczuwanie satysfakcji z życia - uważa Kora Jackowska.
Kora Jackowska
- Depresja pojawia się u mnie niespodziewanie, bez powodu. Nagle atakuje mnie uporczywa bezsenność, nie pomagają środki nasenne. Nic mnie nie cieszy, nie mam apetytu, jestem bardzo osłabiona, unikam ludzi i odczuwam silny niepokój. Nie mam ochoty na seks, nie chcę, aby ktoś mnie dotykał. Zmuszam się do pracy. Towarzyszą temu silne bóle głowy przechodzące w migreny i kołatanie serca. Nie chce mi się nawet iść do lekarza. W przeszłości pierwszym krokiem, jaki wykonałam, aby sobie pomóc, było udanie się po poradę do lekarza. Miałam wtedy siedemnaście lat. Od tego czasu jestem w ciągłym kontakcie ze specjalistami. Raz w roku biorę serię leków. Nie udało mi się wyleczyć z depresji, ale potrafię sobie z nią radzić. Wciąż czytam książki o tej chorobie. Świadomość choroby i przyznanie się do niej są podstawowym warunkiem jej wyleczenia. Czasami to otoczenie szybciej dostrzega objawy depresji u kogoś bliskiego niż on sam. Gdy ktoś nagle przestaje się uśmiechać, unika ludzi, traci energię i cierpi na bezsenność - to powinno być sygnałem alarmowym dla rodziny i przyjaciół.
Jolanta Szaciłło,
dziennikarka telewizyjna
- Po dwóch tygodniach przygnębienia zauważyłam, że zmuszam się do wykonywania pracy, która dotychczas była moją pasją życiową. Otrzymałam zwolnienie lekarskie i bez przerwy w domu płakałam. Nie jadłam, nie spałam, czasami wypalałam w ciągu dnia sześć paczek papierosów, nawet nie byłam w stanie pójść do łazienki. Wciąż jestem pod kontrolą lekarzy, mimo że od tego czasu minęły ponad trzy lata.
Monika Mizielińska-Chmielewska
prezes Media-Trend:
- W pewnym momencie poczułam, że mam tego wszystkiego dosyć. Odczuwałam zmęczenie, wracałam do domu, nie mając ochoty na nic, weekendy spędzałam w łóżku. Zastanawiałam się, czy nie zacząć symulować choroby albo nie wziąć kilku tygodni urlopu. Wymuszona przerwa w pracy zawodowej pozwoliła mi nabrać pewnego dystansu i przemyśleć wiele spraw. Najważniejsze jest nieprzenoszenie stresów na grunt rodziny, bo w sytuacji kryzysu to najbliżsi mogą pozostać naszym jedynym oparciem. Zmiana wykonywanej działalności, nawet diametralna zmiana branży, nowe wyzwania mogą podziałać jak dobra terapia.
Kamil Sipowicz
- Moja depresja objawia się niechęcią do świata i - przede wszystkim - nienawiścią do samego siebie. Gdybym wtedy miał broń, na pewno bym się zastrzelił. Jeszcze gdy byłem sam, potrafiłem nie wychodzić z domu przez całe tygodnie, w ogóle o siebie nie dbałem. Łatwo wpadałem w rozdrażnienie i stawałem się agresywny zarówno wobec siebie, jak i wobec innych ludzi, dlatego ich unikałem. Wydaje mi się, że elementem napędzającym mechanizm depresji jest uczucie masochistycznego zadowolenia z pogrążania siebie. W stanie depresji wszystko pozbawione jest sensu, wierzę jednak, że sama depresja jest formą obrony człowieka przed światem. Dlatego też uważam, że lepsza zdrowa depresja niż zbudowana na fałszywych mitach psychoterapia.
Depresja ukryta
- Co czwarty pacjent zgłaszający się do lekarza narzeka na bóle głowy i kręgosłupa oraz bezsenność, czyli dolegliwości maskujące różne zaburzenia psychiczne - mówi prof. Czesław Czabała, jeden z najlepszych w Polsce specjalistów od leczenia depresji, wicedyrektor Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Takie same objawy miał amerykański raper Mike McLeer - wielokrotnie zgłaszał się do lekarza z zawrotami głowy, dusznościami i nudnościami, objawami sugerującymi zawał serca. Za każdym razem medycy przekonywali go, że nic mu nie jest. W rzeczywistości cierpiał na depresję, która w ostrej postaci ujawniła się po śmiertelnym wypadku samochodowym jego matki i siostry. U innych osób doprowadza to do nadciśnienia tętniczego krwi, reumatoidalnego zapalenia stawów oraz dolegliwości pokarmowych, które lekarze nazywają interakcją mózgowo-trzewną. Te dolegliwości biorą się z zalewania organizmu hormonami stresu, głównie kortyzolem, co powoduje zaburzenia fizjologiczne oraz drastyczne kurczenie się hipokampu - ośrodka mózgu odpowiedzialnego za pamięć i emocje.
Organizm człowieka potrafi przez jakiś czas wytrzymać działanie hormonów stresu, ale potem mechanizmy obronne się załamują. Pierwszym niepokojącym sygnałem jest rozczarowanie życiem zawodowym lub osobistym. Taka osoba zwykle przez kilka dni jest smutna, zaniepokojona, ma kłopoty ze snem. Po kilku dniach przestaje odczuwać jakiekolwiek przyjemności i traci poczucie sensu życia. Czterdziestoletni Michał H. zauważył u siebie objawy depresji, gdy siedząc z przyjaciółmi, ze zdziwieniem słuchał, jak wszyscy zachwycają się jedzeniem, które dla niego miało smak trocin. U trzydziestopięcioletniej Magdy K. depresja zaczęła się od gwałtownego przybierania na wadze.
Jolanta Szaciłło, dziennikarka TVP, nie jadła, nie spała, codziennie wypalała sześć paczek papierosów, nie była nawet w stanie pójść do łazienki. 47-letni Adam, dziennikarz i biznesmen, po niepowodzeniach w interesach najpierw odczuwał lęk przed ważnymi spotkaniami, miał bóle głowy i trudności z koncentracją uwagi. Po kilku tygodniach był tak przygnębiony, że postanowił się utopić. Uratowała go żona, która znalazła go na brzegu jeziora: leżał skulony, nie potrafił wymówić nawet jednego słowa. 26-letni makler z Warszawy wpadł w depresję po kilku nieudanych transakcjach. Zamknął się w mieszkaniu, z nikim nie chciał się spotykać, cały dzień leżał w łóżku i patrzył w sufit.
Osobowość depresyjna
Podatność na zaburzenia psychiczne zależy od cech charakteru: wrażliwości i odporności na stresy, a także podatności na lęki oraz umiejętności radzenia sobie z kłopotami. Szczególnie niepokojąca jest niska samoocena. Ludzie z obniżonym poczuciem własnej wartości częściej kierują się tym, co mówią i sądzą o nich inni, niż własnym zdaniem. Częściej z tego powodu mają nie zaspokojone pragnienia i oczekiwania, co z czasem podważa sens podejmowanych przez nich działań.
Piekło duszy
Płynna granica między normalnymi wahaniami nastroju a depresją zostaje przekroczona, gdy chory traci energię życiową i gwałtownie spada jego aktywność. Podjęcie jakiejkolwiek decyzji jest dla niego niemożliwe, a codzienne zadania wywołują paraliżujący lęk. Po przekroczeniu tej granicy zaczyna się "piekło duszy, ból życia i niewypowiedziane psychiczne cierpienia" - jak to określiła Magdalena Nawrocka, autorka książki "Krzywe zwierciadło", która przeżyła depresję. Dla chorego życie staje się nieznośne, a śmierć wydaje się jedynym wybawieniem.
Początkowo chorzy mobilizują wszystkie siły, by w mia-rę normalnie funkcjonować. Mogą tak żyć przez wiele miesięcy, a nawet przez kilka lat - aż do wyczerpania wydolności fizycznej i psychicznej. Później ich wysiłki nie przynoszą już rezultatów. Chorzy nie potrafią się odprężyć, zabija ich niepokój. Wtedy pojawiają się myśli samobójcze - połowa dotkniętych depresją podejmuje próby samobójcze, 15 proc. odbiera sobie życie. Jedną z takich osób był Tomasz Beksiński, dziennikarz muzyczny Trójki. Od wielu lat wykazywał objawy depresji, a ostatecznie chorobę pogłębiła śmierć matki. W Wigilię Bożego Narodzenia Beksiński zażył śmiertelną dawkę pigułek.
Dariusz Kordek
aktor
- Miewałem stany załamania, ale nigdy nie dosięgła mnie depresja. Obserwuję to zjawisko wokół siebie. Jest to samonapędzający się proces, trudny do przerwania. Przyczyn depresji upatruję w wyścigu szczurów, w którym uczestniczą przede wszystkim młodzi ludzie. Łatwo im wpaść w depresję, zwłaszcza jeśli nie mają wokół siebie nikogo bliskiego. Adrianna Biedrzyńska
aktorka
- W obecnych czasach każdy miewa stany depresyjne. Depresja rodzi się w ludzkiej głowie i człowiek powinien umieć sam sobie z nią radzić. Jestem otoczona ludźmi, których zdrowie psychiczne czasami mnie przeraża. Każdy z nas ma jednak swoje mocne i słabe dni. Aby uniknąć stanów depresyjnych, często podejmuję radykalne decyzje. Pomoc psychologa byłaby dla mnie ostatecznością.
Depresja wielopokoleniowa
- Depresja jest dolegliwością równie poważną jak choroby serca. Człowiekowi, który właśnie miał atak serca, nikt jednak nie mówi "weź się w garść", co najczęściej radzi się chorym na depresję - podkreśla Dariusz Wasilewski z Centrum Zdrowia Psychicznego. "Depresję najczęściej poprzedza utrata kogoś bliskiego lub czegoś ważnego, dotkliwe straty materialne, a także zwątpienie w dotychczas wyznawany system wartości" - twierdzą Iwona Koszewska i Ewa Habrat, autorki książki "Depresja jest przemijająca". W Polsce aż 51 proc. osób powyżej 65. roku życia narzeka na smutek i przygnębienie.
Niepokojące jest to, że coraz częściej na depresję chorują także ludzie młodzi. Dwudziestolatkowie cierpią dziś na zbliżone do tej choroby zaburzenia psychiczne nawet dziesięciokrotnie częściej niż w latach 50., i to mimo znacznie wyższego poziomu życia. Aleksandra z Katowic napisała w Internecie (www.leczdepresje.org), że depresja była u niej reakcją na nieudany związek, ciągły stres w rodzinie, na studiach i w pracy. Trzy lata walczyła z chorobą, rok temu przebywała w szpitalu, wreszcie po zastosowaniu leczenia odzyskała równowagę psychiczną. Marzena odnosiła sukcesy zawodowe, ale zawsze pokonywanie trudności przypłacała dużym napięciem nerwowym. Stała się smutna, miała myśli samobójcze, bała się otwierać drzwi, odbierać telefony. Nie była w stanie oglądać telewizji, czuła się całkowicie bezwartościowa.
Ofiary stresów
Naznaczanie przez społeczeństwo ludzi chorych psychicznie sprawia, że dwie trzecie z nich nie szuka pomocy u specjalisty. Wolą cierpieć w samotności. Lekarze podstawowej opieki zdrowotnej nie zawsze potrafią rozpoznać zaburzenia psychiczne. Nie zawsze też skutecznie je leczą i niechętnie kierują chorych do specjalisty. Tymczasem pomocy i wsparcia wymagają wszystkie osoby odczuwające jakiekolwiek zaburzenia psychiczne i zachwianie nastroju, ludzie narażeni na silne stresy, osoby, które doznały urazu psychicznego na skutek osobistej tragedii (padły ofiarą gwałtu lub napadu, miały wypadek drogowy, straciły kogoś bliskiego, zostały zwolnione z pracy itp.). Jak postępować z chorym
Osobę cierpiącą na depresję trzeba traktować jak chorego. Ważna jest obecność i opieka kogoś blis-kiego, kto będzie podnosić go na duchu i podawać mu leki. Chory musi wiedzieć, że jego odczucia znajdują zrozumienie.
W miarę poprawy samopoczucia i wzrostu sił można go zachęcać do prostej aktywności, na przykład do umycia zębów. Jeżeli o samobójstwie mówi osoba już leczona, powinniśmy się niezwłocznie skontaktować z lekarzem. W żadnym wypadku nie należy czynić choremu wyrzutów z jakiegokolwiek powodu. To może tylko pogorszyć jego stan. Nie powinniśmy też okazywać mu swojego smutku i bezradności.
Depresja uleczalna
Na depresję chorują ludzie znani i osiągający sukcesy. Cierpieli na nią m.in. prezydent Richard Nixon, premierzy Menachem Begin i Winston Churchill, księżna Diana Spencer, pisarz Ernest Hemingway i dramaturg Samuel Beckett, aktorzy Marilyn Monroe, Harrison Ford i Marlon Brando, dyktator mody Yves Saint Laurent.
Niedawno przyznali się do tej choroby m.in. holenderski książę Claus, piosenkarz A.J. McLean z zespołu Backstreet Boys oraz Tipper Gore, żona byłego wiceprezydenta USA (zachorowała po groźnym wypadku syna). Wszyscy oni odzyskali równowagę psychiczną po zastosowaniu specjalistycznego leczenia: leków przeciwdepresyjnych oraz psychoterapii.
Do pełnego powrotu do zdrowia niezbędna jest pomoc rodziny i przyjaciół.
- Depresję pokonałam dzięki przyjaciołom, którzy mnie wspierali, przekonali do podjęcia leczenia. Trzeba zachować równowagę między pracą zawodową a życiem prywatnym - mówi Katarzyna Skrzynecka. - Założyłam własną firmę, teraz sama decyduję o tempie pracy - opowiada Monika Mizielińska-Chmielewska. - Dzięki temu mam wreszcie czas nie tylko na pracę, ale też bycie z rodziną i wypoczynek. Uważam, że warto czasami zmienić sytuację zawodową, nawet za cenę porzucenia pracy.
Warto też nieco obniżyć własne aspiracje, okazywać, a nie tłumić w sobie niezadowolenie. Przyjaźń z samym sobą jest najlepszą ochroną przed depresją. - Szczególnie ważna jest właściwa samoocena - uważa prof. Czesław Czabała. Ludzie mogący liczyć na pomoc rodziny i przyjaciół, świadomi własnej wartości i stawiający sobie realistyczne cele są odporniejsi na tę chorobę. Tak naprawdę jednak nikt z nas nie jest na nią odporny do końca. Dlatego liczba chorych rośnie w takim tempie.
Jak rozpoznać chorobę?
brak apetytu lub przeciwnie - wzmożone łaknienie
drażliwy lub lękliwy nastrój
zaburzenia snu: bezsenność lub nadmierna senność
brak energii: ciągłe zmęczenie i wyczerpanie
zmiana poziomu aktywności: wzrost lub spadek
mniejszy popęd seksualny
bóle głowy, żołądka i dolnej części kręgosłupa
kłopoty z myśleniem i skupieniem uwagi
nieracjonalny brak poczucia własnej wartości i nieuzasadnione wyrzuty sumienia
poczucie klęski życiowej
pragnienie śmierci i nawracające myśli samobójcze
Co sprzyja depresji?
śmierć bliskiej osoby
utrata pracy
przeciążenie pracą
straty materialne
przeżycie katastrofy
poważny wypadek
zwątpienie w wyznawany system wartości
niezaspokojone
pragnienia
rozwód
konflikty w rodzinie
niska samoocena
poważna choroba
poród
podeszły wiek
nadużywanie alkoholu
nadużywanie leków
przedruk za "Wprost", Nr 1005 (03 marca 2002)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
stefan
administrator, zalozyciel forum
Dołączył: 03 Gru 2005
Posty: 13038
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: okolice warszawy Płeć: Mezczyzna
|
Wysłany: Piątek 2:36:55, 19 Styczeń 2007, Piątek , 18 Temat postu: |
|
|
Raz górka, raz dołek
Dwubiegunowa depresja: jak z nią żyć
Paweł Walewski
Lęk, niepokój, przygnębienie, brak chęci do życia. A zaraz potem cudowne samopoczucie i przeświadczenie, że cały świat leży u naszych stóp. Po upadku z takiej huśtawki nastrojów człowiek jest bardzo obolały. Co zrobić, by ten ból nie zdominował naszego życia?
23 lutego, w środę, Bohdan Rybi wstanie jak co dzień około szóstej rano. O siódmej pójdzie do pracy, która co prawda nie jest na miarę jego ambicji, ale najważniejsze, że jest. – Dla mnie każde w miarę stałe zajęcie jest na wagę złota – 51-letniemu Bohdanowi, z wykształcenia technikowi elektromechaniki, do tej pory musiało wystarczyć 400 zł renty psychiatrycznej. – Z takimi papierami nikt nie da mi etatu. Rozmowa kończy się natychmiast, gdy widzą pieczątkę lekarza.
Mógłby to ukryć. – Ale po co? Przecież wcześniej czy później wyjdzie na jaw, że jestem przewlekle chory. Ja się zdrowym nawet nie dziwię – przyznaje po chwili. – ................., czubek, nie wiadomo, co zrobi i jeszcze ma papiery, które go usprawiedliwiają. Lęk otoczenia wynika z niewiedzy.
Anonimowi depresanci
23 lutego, już po raz kolejny, odbędzie się w Polsce ustanowiony przez ministra zdrowia Dzień Walki z Depresją (jego przebiegiem zajmuje się Stowarzyszenie Aktywnie przeciwko Depresji). We wszystkich akademiach medycznych będzie można posłuchać otwartych wykładów propagujących wiedzę na temat tej choroby (warszawska uczelnia zaprasza na wykład w sobotę 26 lutego; szczegóły na stronie internetowej [link widoczny dla zalogowanych]), odbędą się bezpłatne konsultacje lekarskie, szkolenia. Właśnie po to, by Polacy byli bardziej świadomi objawów depresji, a lęk przed chorymi nie dokuczał im bardziej niż sama choroba.
Bohdan Rybi Dzień Walki z Depresją spędzi jak co dzień. – Już samo to, że wyjdę z domu i będę wśród ludzi, poprawi mi nastrój. A po powrocie zacznę przygotowywać się na czwartkowe spotkanie wspólnoty Anonimowych Depresantów, gdzie czuję się chyba najlepiej.
Bohdan Rybi od lat cierpi na depresję dwubiegunową. Kiedy jest w euforii, wydaje mu się, że nie ma rzeczy niemożliwych. – Chcesz wznieść się w powietrze i nie obchodzi cię, czy to w ogóle jest realne. A potem – czarna rozpacz. Bo okazuje się, że wszystko było wytworem chorej wyobraźni (fot. G. Press)
Pomysł założenia wspólnoty Anonimowych Depresantów pojawił się pod koniec 2002 r. Próbowano wzorem Amerykanów przenieść doświadczenia Anonimowych Alkoholików i ich opartego na 12 Krokach programu wychodzenia z nałogu na obszar walki z depresją. Oczywiście czym innym jest uzależnienie od alkoholu, a czym innym ta choroba, której podłoże, zdaniem wielu specjalistów, tkwi w zmienionej biologii mózgu. Alkoholika można wyleczyć psychoterapią, która przy depresji może być skuteczna tylko wobec jej lekkich postaci. Większość przypadków wymaga bezwzględnie leków.
Jeśli alkoholicy utworzyli grupy AA po to, by się móc wzajemnie rozumieć i wspierać, to w naszej chorobie jest podobnie – tłumaczy pan Bohdan. – My nie jesteśmy uzależnieni od depresji, ale od skłonności popadania w nią. W naszej wspólnocie nikt nie powie koledze, żeby się z tego po prostu otrząsnął ani że depresja to tylko problem chemii jego mózgu. Usłyszy natomiast, że jeśli regularnie zacznie przychodzić na spotkania, poczuje się lepiej.
Do wspólnoty Anonimowych Alkoholików Bohdan trafił dwa lata temu, po ponad 20 latach abstynencji. Po to tylko, by poznać innych ludzi, którzy mówią podobnym językiem. Teraz we wspólnocie Anonimowych Depresantów (kontakt: [link widoczny dla zalogowanych] ) może porozmawiać z innymi o swoim problemie. Wie, kiedy depresja mu zagraża: gdy nie potrafi osiągnąć postawionego celu, gdy coś, co po swojemu zaplanował, wymyka się spod kontroli. W miejsce niespełnionych oczekiwań nadchodzi złość. Z czasem przeradza się w gniew, który Bohdan tłumi ucieczką w zwątpienie i smutek. – Wtedy życie traci dla mnie sens – wyznaje. – Przestaję się czymkolwiek interesować, nic mi się nie chce. Najchętniej wszedłbym pod łóżko i tam został, bo wokół jest ciemno, ponuro, źle. Nie chcę umrzeć, ale w takim stanie też nie chce mi się żyć.
Nauczył się już, że gdy coś nie idzie po jego myśli i z tego powodu narasta w nim zdenerwowanie, musi starać się zrobić wszystko, by nie dopuścić do pojawienia się gniewu. Tak jak alkoholik, któremu nie wolno wtedy wziąć do ust alkoholu. Przeoczy ten moment, a depresja znów nad nim zapanuje i wytrąci z życia na kilka miesięcy. Dlatego uczy się rozumieć swoje emocje. Musi umieć dostrzegać granicę, za którą choroba wymyka się spod kontroli i nie potrafi jej sam okiełznać.
Choroba z odcieniami
23 lutego psychiatra Dariusz Wasilewski, który przewodniczy resortowemu Zespołowi ds. Walki z Depresją, będzie miał kilka wizyt pacjentów. Ilu z nich przyjdzie z powodu narastającej depresji? Choroba dotyka 10 proc. Polaków, ale u osób powyżej 65 roku życia wskaźnik ten rośnie do ok. 15 proc., a u pensjonariuszy domów opieki społecznej i pacjentów szpitali ogólnych w podeszłym wieku jeszcze się podwaja.
O melancholii pisał już Hipokrates, a melancholia – to właśnie depresja (może szkoda, że zaprzestaliśmy używać tej nazwy?). – Aby zaznaczyć, że jest to choroba nastroju, a nastrój to afekt, popularne w psychiatrii stało się określenie chorób afektywnych – tłumaczy dr Wasilewski. Są dwojakiego rodzaju: jednobiegunowe, gdy w życiu pacjenta występują wyłącznie depresje, oraz dwubiegunowe, kiedy po okresie smutku i przygnębienia nadchodzi nastrój euforii, czyli stan nieuzasadnionego zadowolenia, radości i szczęścia. Osób z chorobą maniakalno-depresyjną wymagających leczenia żyje w Polsce pół miliona. – Choroba dwubiegunowa ma wiele odcieni, bo różne jest nasilenie objawów. Terapia polega na wyrównywaniu nastroju lekami – chodzi o to, by pacjent nie wpadał stale z jednej fazy choroby w drugą. W depresji nie może sobie sam ze sobą poradzić. W euforii – nie mogą sobie z nim poradzić najbliżsi.
Statystycznie najczęściej choroba zaczyna się od depresji (ofiarami padają ludzie młodzi, zwykle przed trzydziestką, a przyczyną jest zaburzenie równowagi serotoniny i noradrenaliny w mózgu – nieustannie wydzielanych substancji, umożliwiających przekazywanie informacji między komórkami nerwowymi). Po kilku miesiącach nastrój się polepsza, ale wkrótce może rozpocząć się nowa faza choroby – tym razem mania, która trwa nieraz kilka tygodni. Nie sposób przewidzieć, ile tych epizodów będzie. Zwykle jest około 6–10 w ciągu życia. U niektórych osób przejście z jednej fazy do drugiej może wystąpić w jeden dzień. Są tacy, którzy w skrajne nastroje wpadają z godziny na godzinę.
Jestem panem świata
23 lutego pani Iwona, lat 57, jak co tydzień w środę spotka się z psychologiem. – To dla mnie bardzo ważne wizyty, bo od kilku lat boję się nadchodzącej wiosny. Właśnie o tej porze roku wpadałam w depresję.
Na chorobę dwubiegunową leczy się od ponad 10 lat, ale odkąd udało się wreszcie dobrać właściwe leki (co często odbywa się metodą prób i błędów, bo każdy reaguje na nie inaczej) i korzysta z rad psychologa, nie pojawiła się żadna faza choroby. – Psycholog nauczył mnie, jak opanowywać zły nastrój, ćwiczyć oddech, nie kumulować stresów – mówi Iwona. – Powiedział: ludzie z depresją nie akceptują siebie, a pani musi siebie pokochać! Pora nauczyć się myśleć o sobie, potem o innych.
Zmienne fazy choroby nazywa dołkami i górkami. Gdy była w dołku – nie wstawała z łóżka. Nie chciało jej się myć, ubrać, jeść. Czuła się bezużyteczna. Gdy nadchodziła górka – czuła, że świat ma u swoich stóp. Trudno było ją uciszyć, wszystko wydawało się proste. Poczuła się zakochana w koledze ze studiów (co zakończyło się rozwodem z mężem, który nie do końca zdawał sobie sprawę z jej choroby), najbliżsi cudem powstrzymali ją przed zakupem ciężarówki, która wydawała jej się wtedy najbardziej użytecznym i potrzebnym w pracy samochodem. – Ciekawe, gdzie ja bym tę ciężarówkę trzymała – krytycznie patrzy na swoje dawne pomysły pani Iwona i dodaje: – Ale taka właśnie jest ta faza choroby: człowiek robi głupstwa, z których nie zdaje sobie sprawy, a potem ich gorzko żałuje.
Bohdan Rybi z ulgą opowiada, że w okresie euforii – on, z rentą 400 zł – zadłużył się tylko na 10 tys. zł (dzięki znalezionej pracy może teraz dług spłacić). Inni biorą kredyty kilkusettysięczne, zakładają spółki, kupują mieszkania, sprzedają własne domy. – Wydaje ci się, że nie ma rzeczy niemożliwych. Jak Mr Jones, tytułowy bohater filmu zagrany przez Richarda Gere, chcesz wznieść się w powietrze i nie obchodzi cię, czy to w ogóle jest realne. Cudowny nastrój, który trwa kilka tygodni. A potem – czarna rozpacz, bo okazuje się, że wszystko było wytworem chorej wyobraźni. Odeszły pieniądze, żona, dzieci.
Nie wszyscy pacjenci wolą euforię od depresji. – To też jest męczące i nieprzyjemne, gdy widzisz, że inni nie chcą uczestniczyć w twojej radości – tłumaczy pani Iwona. – Masz poczucie osamotnienia, bo nikt nie może dogonić twoich myśli. Z dwojga złego wolę depresję, bo ona mnie ściąga na ziemię – konkluduje Bohdan Rybi.
Siedem dni bez hamulców
23 lutego, gdy media nagłośnią Dzień Walki z Depresją, w wielu domach pojawi się pytanie: jak reagować na radykalną zmianę nastroju bliskiej osoby? Wypychać na siłę do lekarza? Przeczekać? Udawać, że wszystko jest w porządku? Życie pod jednym dachem z chorym na depresję lub manię wymaga przede wszystkim cierpliwości. I ogromnie dużo zrozumienia. – Moja choroba była dla żony chyba gorszym doświadczeniem niż dla mnie – twierdzi pan Bohdan. – Ja wiem, co się ze mną dzieje. Ona nie wiedziała tego nigdy.
Czego więc pacjenci oczekują od najbliższych? – Serdeczności i tolerancji. Mówienie „weź się w garść” niewiele zmienia, bo wtedy tylko narasta w nas poczucie winy – wyjaśnia pani Iwona. Ale standardowa rada „połóż się i leż” to też żadne wyjście, bo osobę z depresją może boleśnie zranić niezamierzona sugestia, że nikt jej nie potrzebuje.
Euforię tolerować jeszcze trudniej. Nieleczona może doprowadzić do ruiny małżeństwa, kariery i utraty majątku, więc gdy zachodzi taka potrzeba – rodzina musi zabezpieczyć konto w banku, odciąć telefon, pozbawić dostępu do ważnych dokumentów. – Stan maniakalny można rozpoznać natychmiast, lecz według kryteriów diagnostycznych musi on trwać przynajmniej 7 dni, żeby rozpoznanie choroby uwiarygodnić. Przez ten tydzień osoba pozbawiona hamulców może przepuścić wszystko, więc najbliżsi powinni bacznie obserwować pacjentów z chorobą dwubiegunową i umieć dostrzec zwiastuny poszczególnych jej faz – ostrzega dr Dariusz Wasilewski.
Chorym i ich rodzinom pomaga świadomość, że nawet najdłuższa faza depresji lub manii w końcu kiedyś mija. Leki regulujące chemię mózgu dają nadzieję, że koszmar nie będzie trwał wiecznie, ale muszą być dobrze dobrane i regularnie przyjmowane. Gdy pacjenta nie męczą żadne objawy, nie powinien o leczeniu zapominać. Paskudny paradoks: pamiętać o chorobie właśnie wtedy, gdy jej nie ma.
Polityka 07/2005 (2491)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|