|
Forum: depresja, smutek, leczenie, inne ... Forum: depresja, pomagamy sobie wzajemnie z poszanowaniem, czytamy i odpowiadamy, to nasza mala ostoja, tutaj mozemy pisac co nas boli, smuci, nie jestes juz sam... mamy czat depresja na www.czat.onet.pl on-line, zapraszam stefan=zaak_333 admin...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Malgorzata_
wielki mistrz pisarstwa stopnia IX *3300
Dołączył: 05 Sty 2008
Posty: 4640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czwartek 10:35:17, 04 Grudzień 2008, Czwartek , 338 Temat postu: GDY DEPRESJA DOTYKA NAJBLIZSZYCH |
|
|
Gdy depresja dotyka najbliżyszych
Małgorzata Liszyk-Kozłowska
„Hałas, który słyszałam w sobie, gdy w koło mnie zapadała cisza był straszny. Nic nie rozpraszało mojej uwagi, chociaż bardzo chciałam ją czymś zająć. Nie udawało mi się to... Za to bez żadnych zakłóceń słyszałam w sobie całą beznadzieję mego życia. Z tego stanu nie było wyjścia i to było jedyne czego tak naprawdę naprawdę doświadczałam. Reszta była poza mną. Odczuwałam jedynie brak wyjścia i samotność”.
To słowa kobiety, która od wielu tygodni czuła się coraz gorzej zarówno psychicznie jak i fizycznie. Pozornie nadal pracowała, opiekowała się dziećmi, uśmiechała. A jednak jej uśmiech był raczej rozciąganiem ust. Miał sugerować otoczeniu, że jest tak, jak dawniej. Chociaż nie było...
Pojawiły się też kolejne objawy – źle spała, bolała ją głowa, miała trudności w koncentracji, chodzenie do pracy sprawiało jej coraz większy problem.
U kobiety psychiatra zdiagnozował depresję. Stany, które przeżywała i opisywała to niektóre z objawów tej choroby. Jest jeszcze wiele innych – nie wszystkie występują jednocześnie lub pojawiają się w różnym natężeniu. Lista symptomów jest długa i w zasadzie dostępna od ręki. Wystarczy w wyszukiwarkę wpisać słowo: depresja. Pojawi się też lista jej rodzajów.
Jednak poza diagnozą trzeba też przyjąć do wiadomości, a może raczej zrozumieć, że cierpiący na depresję sam się nie wyleczy, że potrzebuje wsparcia najbliższych i specjalistycznej pomocy. Niestety, nadal zbyt wiele ludzi nie wie, że depresja jest chorobą i jak każda poważna choroba wymaga leczenia. To choroba, na którą może zachorować każdy.
Niestety w naszym świecie można bezkarnie i oficjalnie mieć katar. Siąpiąc nosem możemy zbolałym głosem prosić o chusteczki i aspirynę. Zapalenie płuc to już choroba, która wywołuje powagę otoczenia – chory na nią może leżeć i oczekiwać pomocy.
Depresja natomiast nadal zbyt często jest traktowała jako fanaberia, którą zbywamy słowami „przejdzie mi”, lub "weź się w garść”. Raczej nie przejdzie bo na ogół chore jest zarówno ciało jak i „dusza”, które wzajemnie na siebie wpływając, pogłębiają obraz choroby.
Nieleczona może prowadzić do prób samobójczych. Zawsze trzeba pamiętać, że każda próba samobójcza to wołanie o pomoc, wyraz rozpaczy człowieka. Czasami nikt wcześniej tego krzyku nie usłyszał, nie wiedział, że dzieje się coś złego albo nie wierzył (bo niby jakie on/ona miałaby powody?). Próba samobójcza to akt desperacji, często ostatni przejaw nadziei, że może ktoś w końcu „mnie zauważy, pomoże żyć inaczej; inaczej niż teraz, niż dotąd”. Czasami owe próby są aktami utraty nadziei i te kończą się tragicznie.
Choremu na depresję potrzebne jest leczenie: w zależności od stanu – często farmakologiczne, w zależności od stopnia i rodzaju depresji – czasami potrzebna jest hospitalizacja, a bardzo często, również w zależności od rodzaju depresji - psychoterapia. Dlaczego psychoterapia? Dlaczego w wielu przypadkach nie wystarczą tabletki? Bo to jak pozostanie w lodowatym pokoju tyle, że z kolejnymi warstwami ubrań - chociaż pozwalają nam w tym pokoju być i żyć, to kiedy je zdejmiemy znowu będzie nam zimno.
Dzięki lekom, jeżeli stan chorego ich wymaga, udaje się stopniowo doprowadzić do równowagi biochemicznej w mózgu. Zakłócenie pracy mózgu w tym obszarze jest na ogół źródłem i przyczyną złego stanu zarówno psychicznego jak i fizycznego.
Kiedy chory czuje się już wewnętrznie spokojniejszy, gdy obniża się u niego poziom lęku jest zazwyczaj gotów zajrzeć w siebie i zobaczyć to, co wywołało jego chorobę, a co często lata całe domagało się uwagi, zauważania, zaopiekowania...
Depresja jest często wielkim krzykiem o takie życie, w którym człowiek nareszcie będzie bezpieczny, będzie żył zgodnie lub chociaż bliżej swoich potrzeb. Tak długo, jak nie będzie widział tych potrzeb i zaspakajał ich, tak długo będzie mu w swoim własnym życiu ciężko i z samym sobą nie po drodze.
Jednak często trudno krzyczeć bo chory boi się usłyszeć od innych: „nie przesadzaj, inni mają gorzej”, czy właśnie "weź się w garść”. A chory właśnie tej garści nie ma. A świadomość, że inni mają gorzej, a on często z niewiadomych powodów np. płacze, dodatkowo wyzwala w nim poczucie winy. I zamyka się na ludzi coraz bardziej. Jakaś istotna dla niego wartość już została odrzucona, zagrożona, a teraz my swoimi słowami odrzucamy go tym razem wraz z jego aktualnym stanem.
To mocne słowa, ale to jak kopanie leżącego. Bo uczucia można zamknąć i nie okazywać ich (w tym ludzie na depresję mają często całe lata treningu), ale nie czuć ich się nie da. Ten rozkaz jest nie do spełnienia.
Jak być z kimś, kto od długiego czasu jest smutny, przygnębiony, gdy widzimy czy przeczuwamy, że dzieje się z nim coś złego, że nie radzi sobie? Trudno nam znaleźć jakiś uchwytny powód tego stanu. Chory też często nie potrafi go znaleźć…
Jak pomóc komuś, kto po utracie kogoś (rozstaniu, śmierci) mimo upływu wielu tygodni nadal nie jest w stanie funkcjonować w codzienności?
Przede wszystkim być przy nim odpowiedzialnie i nie oczekiwać cudu, że minie tydzień i po sprawie.
Wierzę, że w takich sytuacjach trzeba stworzyć temu człowiekowi poczucie, że nam na nim zależy. Taki stan, w którym chory w sensie nie tylko przenośnym, ale jak najbardziej dosłownym jest trzymany za rękę. Czule i ze zrozumieniem.
Pewnie z lęku, że znowu np. zostanie odrzucony, osamotniony często będzie się przed taką opieką wzbraniał, ale trzeba mu dać czas.
W skrajnych przypadkach musimy działać bardziej zdecydowanie i kiedy widzimy, że choroba ma bardzo niepokojące nas objawy i nie wiemy co zrobić, trzeba skontaktować się z psychiatrą, skonsultować i prosić o pokierowanie dalszymi krokami.
Leczenie depresji wymaga czasu. Niecierpliwość bliskich chorego w tym przypadku to jak zaglądanie pod plaster i sprawdzanie czy rana już się goi? Od zaglądania się nie zagoi tylko trzeba przykleić nowy plaster. W przypadku chorego na depresję oczekiwanie szybkiego efektu działania leków czy psychoterapii, działa na niego jak odklejanie owego plastra - czuje presję otoczenia, że ma być taki jak dawniej: cały i zdrowy.
Dlaczego często tak właśnie zachowujemy się wobec chorego? Najczęściej wynika to z braku wiedzy o depresji, ale także z niepokoju, że nie możemy i nie umiemy nic zrobić oraz z poczucia bezradności.
Czy rzeczywiście jesteśmy tak bezradni? Nie. Najlepsze co możemy uczynić to po prostu być i tą obecnością potwierdzać choremu, że jest dla nas ważny. Jeżeli to tylko możliwe to także umówić do psychiatry (chory może sam tego nie zrobić) i pójść tam z nim. Niech wchodząc do gabinetu wie, że ktoś na niego po wyjściu stamtąd czeka. Możemy wspierać go w podjęciu psychoterapii. Możemy pomóc uwierzyć, że to choroba, którą można wyleczyć.
Małgorzata Liszyk - Kozłowska jest psychoterapeutką. Od lat pracuje z ludźmi – udziela porad indywidualnych, prowadzi szkolenia, grupy wsparcia oraz warsztaty rozwoju osobistego. Współpracuje z mediami: radiem, telewizją oraz prasą. Jest ekspertem serwisu zdrowie.onet.pl
zrodlo: [link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|