Forum Forum: depresja, smutek, leczenie, inne ... Strona Główna Forum: depresja, smutek, leczenie, inne ...
Forum: depresja, pomagamy sobie wzajemnie z poszanowaniem, czytamy i odpowiadamy, to nasza mala ostoja, tutaj mozemy pisac co nas boli, smuci, nie jestes juz sam... mamy czat depresja na www.czat.onet.pl on-line, zapraszam stefan=zaak_333 admin...
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Zycie to jednak wielka ironia...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum: depresja, smutek, leczenie, inne ... Strona Główna -> 111 _ DEPRESJA _ FORUM _ GLOWNE _ PUBLICZNY POKOJ CZATOWY DEPRESJA NA _ WWW.CZAT.ONET.PL ___ piszemy tutaj o sobie, pomagamy wzajemnie...
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Muhh
pisarz tylko 2 postow



Dołączył: 21 Wrz 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mezczyzna

PostWysłany: Poniedziałek 0:23:39, 22 Wrzesień 2008, Poniedziałek , 265     Temat postu: Zycie to jednak wielka ironia...

Witam wszystkich uzytkownikow forum. Na wstepie, przed napisaniem swojej historii chcialbym zaznaczyc, ze nie jestem pewien czego u Was szukam... Moze tresciwej rady, ktorej nigdy nie otrzymalem od kogokolwiek z mojego otoczenia, moze zrozumienia, moze niczego... To nie jest wazne, chcialbym po prostu podzielic sie z kims tym wszystkim, czym nie moge sie podzielic z osobami, z ktorymi mam kontakt.

Zaczne od poczatku, imiona zarowno swoje jak i osob, o ktorych bede pisal pozostawie ukryte, poniewaz nie ma to najmniejszego znaczenia.

Jestem 20 latkiem pochodzacym z niewielkiej miejscowosci (Okresle sie S). Spogladajac na perspektywe mojego zycia, moge ocenic, ze moje trudnosci zaczely sie w wieku 15-16 lat (gimnazjum). Pochodze z na pozor porzadnej rodziny, powiem nawet, ze z dosyc zamoznej (do czasu). Bylem spokojnym, wesolym chlopcem z kochajacymi rodzicami - wspolne wakacje, kolacje, pikniki i inne tego typu gowna.

Wszystko zaczelo sie w drugiej klasie gim, kiedy to za sprawa nowego kolegi zmienilem sie w zlego czlowieka - tak wlasnie sie oceniam spogladajac na wszystko z perspektywy czasu, uwazam, ze wszystko co mnie spotkalo jest w glownej mierze moja wina i sam sobie powinienem podziekowac za swoja obecna sytuacje. Mniejsza z tym, kontynuujmy...

M (kolega) poznalem w drugiej klasie gim, kiedy zostal przeniesiony z innej szkoly. Czlowiek wtedy mial ciezka sytuacje, pochodzil z biednej rodziny, na krotko przed zmiana szkoly dowiedzial sie, ze jest adoptowany. Byl dziwny... Totalna olewka na szkole, gardzil ludzmi, proby samobojcze... A mi to chyba imponowalo. Zaczalem sie z nim utozsamiac i coraz bardziej wczuwac sie w jego sytuacje, co za tym szlo - nasladowac. Pierwsze papierosy, alkohol, narkotyki, wachanie kleju, bojki - Tak, wszystko z nim. Wszystko byloby ok, poniewaz jak mi sie wydawalo wszystko kontrolowalem, jednak od tego momentu za sprawa pogorszenia sie moich ocen i wynikow w nauce zaczely sie pogarszac moje stosunki z ojcem. Ojcem, ktory dzisj jest moim najwiekszym wrogiem, ktorego nienawidze z calego serca.

Osoba, ktora jak sie wydaje powinna byc moim najwiekszym wsparciem w trudnych chwilach, stala sie moim katem. Z (ojciec) zaczynajac od tamtego okresu, doslownie wbijal w ziemie moja samoocene i ambicje. Od 4 czy 5 lat nie nazwal mnie inaczej niz "Debil", ewentualnie jak ma dobry humor "Oferma" (budujace, prawda?). Do pewnego czasu staralem sie mu udowodnic, ze jestem cos wart, jednak spelzlo to na niczym. Stary przy kazdej mozliwej okazji udowadnia mi jakim jestem zerem, nic nie wartym czlowiekiem.

Egzamin gimnazjalny: "Jestes idiota, nie dostaniesz sie do zadnej szkoly, nawet nie masz po co tam isc, narobisz tylko wstydu rodzinie" Wynik: 82 pkt, za czego sprawa dostalem sie do najlepszej szkoly w pobliskim miescie. Bylem z siebie dumny, co "Z" skwitowal "Udalo Ci sie, nie zdasz w pierwszej klasie, o maturze zapomnij"... Wynik: Matura zdana na poziomie w pelni mnie satysfakcjonujacym, w szkole zero problemow (sam nie wiem, jak to wyszlo).

W ten oto sposob dotarlem do liceum. Zawsze uwazalem sie za osobe lubiana, chociaz tak naprawde gardzilem wszystkimi do okola. Ludzie byli dla mnie zerami, ktorych najchetniej bym wybil i patrzac z perspektywy czasu dochodze do prostego wniosku - 90% ludzi, ktorych znam... Gardzi rowniez mna. Posiadam dwoch czy trzech przyjaciol, na ktorych wiem, ze potrafie liczyc, jednak te osoby sa tak doskonale ustawione w zyciu, sa takimi optymistami, ze po prostu nie potrafie z nimi rozmawiac na takie tematy. Kiedys probowalem... Standard odpowiedz: "Nie lam sie, bedzie dobrze." Heh.

Pierwsza klasa - Poznalem ja. M (ona), zakochana dziewczyna z sasiedniej miejscowosci, zadna miss, zwykla cicha dziewczyna. Plan... Puknac i rzucic, jak to sie zdarzalo wiele razy wczesniej. A tu zonk... Zakochalem sie, Kochalem ja z calego serca, jednak nie od razu. Poczatkowo nasz zwiazek polegal na tym, ze spotykalismy sie w sprawach czysto fizycznych, gdzie ona wyrazala swoja milosc do mnie, ja zbywajac ja oczywiscie klamstwami odwzajemniajacymi uczucie wykorzystywalem ja.
Mysle, ze doskonale zdawala sobie sprawe, ze znaczy dla mnie niewiele. Tak sie to ciagnelo przez niecale dwa lata, traktowalem ja naprawde zle, zero staran. W koncu powiedziala dosc i chyba dopiero wtedy uswiadomilem sobie, ze jest jedyna osoba na ktorej mi tak naprawde zalezy i z ktora chcialbym spedzic reszte zycia. Malo tego, dziewczyna naprawde sie wyrobila i miala kupe adoratorow. Udalo mi sie to uratowac, jednak jak sie okazalo byly to tylko zludne nadzieje i slepe postrzeganie calej sytuacji. Role sie odwrocily... Zmienilem sie w naprawde czula, otwarta i kochajaca osobe, dla ktorej M byla wszystkim... Ona rowniez sie zmienila, co uswiadomilem sobie dopiero jak bylo po wszystkim. Na gorsze, role sie odwrocily. Tak sobie mysle, ze w naszym zwiazku nigdy nie bylo obustronnego uczucia. W pierwszej fazie ona kochala mnie, jednak kiedy ja sobie wszystko uswiadomilem, okazalo sie, ze w naszym zwiazku jest milosc, jednak tylko z mojej strony.

Zaczelo sie, gdy skonczylem LO. Ona - rok mlodsza, miala do ukonczenia jedynie 3cia klase (chodzilismy do tej samej szkoly), po czym mial nastapic dlugo planowany wspolny wyjazd na stale do Warszawy, wspolny dom, w przyszlosci dzieci... Mialo byc tak pieknie. Doszlo do tego, ze olalem studia i postanowilem rok na nia poczekac, poniewaz nie mialem zamiaru byc w zwiazku na odleglosc - poswiecilem sie. Poswiecilem praktycznie cale swoje zycie, izolujac sie od ludzi, spedzajac wszystkie wieczory przed komputerem, w gruncie rzeczy moje zycie toczylo sie od piatku do piatku (wtedy sie widywalismy), reszte czasu moge z czystym sumieniem nazwac wegetacja. O to nadszedl czas aby zycie uswiadomilo mi gdzie jest moje miejsce na tym swiecie.

Poznala nowych znajomych, zaczela sie izolowac i oklamywac, niby standardowe sygnaly, ze cos sie dzieje, jednak ja wmawialem sobie ciagle, ze bedzie ok. Nie bylo. Po dlugotrwalej walce, ktora toczylem aby ja przy sobie zatrzymac, zdradzila mnie, uswiadomila mi jasno i wyraznie, ze jestem nikim. Doszlo do tego, ze majac zaoszczedzone kilka tys PLN, ktore zarobilem na tworzeniu stron internetowych (z pasji bylem grafikiem , wiazalem z tyms woja przyszlosc, jednak stracilo to dla mnie znaczenie), probowalem ja doslownie przekupic aby ze mna byla. Final? Ogolocila mnie z wszystkiego co mialem naciagajac do granic mozliwosci, po czym dochodzac do wniosku, ze nic wiecej nie jestem w stanie jej zaoferowac, zdradzila mnie, zerwala ze mna (dochodzilo do sytuacji, kiedy publicznie mnie osmieszala) i odeszla do innego, o wiele bogatszego kolesia (jeden z zamozniejszych ludzi w miescie). Tak sie skonczyla moja historia z M, na domiar zlego powiem, ze po miesiacach braku kontaktu odezwala sie do mnie, wmawiajac mi, ze zaluje wszystkiego co zrobila, chce do mnie wrocic, kocha mnie, tylko po to aby miesiac pozniej powiedziec, ze jej sie odmienilo i nie chce mnie znac - to mnie zabilo. Zniszczylo mnie. W koncowej fazie zwiazku zaczalem sie zatracac, sypialem co druga, trzecia noc, palac w miedzy czasie kilka paczek papierosow dziennie, upijajac sie do lustra. Glupie i szczeniackie, jednak wtedy mialem na to inny poglad. Rodzicie oczywiscie mieli to w dupie, niczego nie zauwazajac: "Odpusc sobie chlopie, znajdziesz lepsza, nie pierwsza nie ostatnia" - Slowa matki (Ktorej badz co badz, chyba na mnie zalezy"). "Nalezalo Ci sie, tez bym zostawil takiego debila bez przyszlosci, miala racje" - Ojciec. Po pewnym czasie takiego egzystowania zaczalem dostawac dziwnych atakow... Ni to padaczka ni h** wie co, po prostu sie wylaczalem, tracilem przytomnosc i dostawalem dgrawek. Wizyta u lekarza, cisnienie 90/40 i to byl chyba moment przelomowy, poniewaz jak mi powiedzial: Jeszcze miesiac, gora dwa i bys sie chlopie wykonczyl. Tak by sie stalo, bo czulem sie naprawde zle. Starzy oczywiscie zbagatelizowali sprawe, a ja sam nie wiem czy mam sie cieszyc z tego, ze wyszedlem z tej kleski zdrowotnej, czy nie.

Pora przejsc do klopotow finansowych. Jak wspomnialem na poczatku pochodze z dosc zamoznej rodziny... No zamozna to ona moze i byla ale kilka lat temu. Ojciec biznesmen, dwie firmy, kontakty z obcokrajowcami, wielkie transakcje, niczego mi nie brakowalo, az do czasu kiedy moj rodziciel poszedl do banku, wzial kredyt na kilkaset tysiecy zl, zastawiajac firmy, dom, caly majatek... Do dzis nikt nie wie co zrobil z tym wszystkim. Tak sie zaczelo, zycie obrocilo sie o 180 stopni. Zero luksusow, wyjazdow, pieniedzy. Tak jest do dzis. Stary zmienil sie jeszcze bardziej. Nie wiem, jak trwa w tym wszystkim, ja bym sobie chyba z tym nie poradzil biorac pod uwage utrate wszystkiego co sie w zyciu zdobylo. Niby takie wydarzenia lacza rodziny... Nie w tym przypadku. W domu stalem sie osoba calkowicie nie tolerowana, pomiata mna nawet 4letnia siostra, na co ma przyzwolenie starszyzny, bo w koncu jestem smieciem. Dochodzi do sytuacji, kiedy przygotowujac sobie jedzenie, Z po prostu przychodzi i zabiera mi z rak, mowiac, ze na to nie zapracowalem i zebym szedl sie najesc gdzie indziej.

Wszystko to skumulowane odebralo mi calkotiwa chec do zycia... Stracilem milosc swego zycia, ludnosc do okola, wlacznie z rodzina traktuje mnie jak smiecia, na kazda paczke papierosow musze pozyczyc pieniadze. Zapytacie zapewne, dlaczego nie znajde sobie pracy i z tad nie wyjade? Dobre pytanie, z calego serca chcialbym miec na to sile, jednak patrzac na swoja sytuacje notorycznie powtarzam sobie, ze mam to w dupie i jak bedzie jeszcze gorzej to po prostu sie zabije, co odbiera mi wszelkie motywacje. Po prostu mi sie nie chce. Nie sypiam, podupadam na zdrowiu w zwiazku z nalogami, jednak palac kilkadziesiat papierosow dziennie i myslac o tym, ze w koncu dostane raka czy innego scierwa, po prostu leje na to... Nie obchodzi mnie czy umre, czy znajde sie na dworcu. Nic mnie nie obchodzi.

Warto opisac konczace sie wakacje, poniewaz sporo sie wydarzylo... Opowiem skrotowo, bo zapewne juz was mdli do tego uzalania sie nad soba, jednak niosa one ze soba cos nowego.

27 lipca wyszedlem z domu, wrocilem tydzien temu (matka raz czy dwa zadzwonila pytajac sie gdzie jestem, poza tym zostalem calkowicie zlany i w glebi serca mysle sobie, ze gdybym nie wrocil nikt by na to nie zwrocil uwagi). Postanowilem sie odciac od tego wszystkiego i zrobic sobie giganta.

Zapozyczylem sie niezmiernie (kilka tys PLN), wyjechalem nad morze, na mazury, reszte czasu spedzilem w Warszawie u chyba najstarszej przyjaciolki jaka mam. Mieszkajac razem kilka tygodni, przyjazn przerodzila sie w cos wiecej. Panna, konczac czteroletni zwiazek (na szczescie, nie z mojego powodu) zaczela ze mna sypiac, zaczelo sie cos dziac, powstalo uczucie. Jednak jest jeden problem... Pomimo, ze cos do niej czuje i to chyba naprawde sporo, zdaje sobie doskonale spraw z tego, ze nic z tego nie bedzie. Dlaczego? Panna jest hmm... Dziwna osobistoscia. Mowi, ze mnie kocha, jednak nie chce sie wiazac, na domiar zlego studiuje w Lublinie, miescie do ktorego nigdy nie wyjade z pewnych powodow. W Warszawie znalazla sie jedynie na 3 miesiace, przyjezdzajac do pracy. Za tydzien wraca do Lbn, przyjezdzajac do mnie przed tem na jeden dzien w celu pozegnania sie, co zapewne urwie nam kontakt na dluzszy czas. Czyli... Kolejny zawod.

Podsumowujac... Utrata jedynej osoby na ktorej mi zalezalo tak naprawde, dno finansowe (w tym naprawde sporo dlugow), pogarda w rodzinie i wsrod wiekszosci znajomych naprawde pozwalaja mi uwierzyc, ze juz nic dobrego mnie na tym swiecie nie czeka. Wypalilem sie, jako pasjonat grafiki, gdzie naprawde mi na tym zalezalo, czulem sie artysta... Przestalo mi zalezec. Po prostu mi sie nie chce. Wszelkie pasje i marzenia prysly jak banka mydlana, uciekajac nieodwracalnie. Pieprze kazda jedna szanse na prace, zarobienie grosza, o szkole juz nie wspominam bo uczyc sie juz nie zamierzam, wiedzac, ze i tak to sobie oleje, nie majac za grosz ambicji i konsekwencji. Moja samoocena legla w gruzach.

Chce uciec, chce po prostu zniknac nie mowiac o niczym nikomu, kto mnie zna, polozyc calkowity kres przeszlosci. Teraz wiem doskonale, ze jestem nic nie wartym czlowiekiem, o bardzo slabej kondycji psychicznej, popadajacym w paranoje i dolujacym sie z najmniejszych powodow, nie majacym zadnych perspektyw w zyciu. Nie chce wstawac z lozka, nie chce sie za nic zabierac, wiedzac, ze i tak to zepsuje, nie widze dla siebie zadnej przyszlosci, a co najgorsze... Sam to na siebie sprowadzilem... Chce umrzec.

Peace...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Muhh
pisarz tylko 2 postow



Dołączył: 21 Wrz 2008
Posty: 2
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mezczyzna

PostWysłany: Poniedziałek 0:25:53, 22 Wrzesień 2008, Poniedziałek , 265     Temat postu:

PS. Wybaczcie, ze tak rozjechalem forum, poniewaz caly tekst pisalem w notatniku, jednak nie ma mozliwosci edycji, w zwiazku z czym nie mam jak tego poprawic :/

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum: depresja, smutek, leczenie, inne ... Strona Główna -> 111 _ DEPRESJA _ FORUM _ GLOWNE _ PUBLICZNY POKOJ CZATOWY DEPRESJA NA _ WWW.CZAT.ONET.PL ___ piszemy tutaj o sobie, pomagamy wzajemnie... Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin