|
Forum: depresja, smutek, leczenie, inne ... Forum: depresja, pomagamy sobie wzajemnie z poszanowaniem, czytamy i odpowiadamy, to nasza mala ostoja, tutaj mozemy pisac co nas boli, smuci, nie jestes juz sam... mamy czat depresja na www.czat.onet.pl on-line, zapraszam stefan=zaak_333 admin...
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Głupiababa
Gość
|
Wysłany: Środa 21:42:04, 26 Maj 2010, Środa , 145 Temat postu: Nie radzę sobie |
|
|
Witam. Piszę, bo mam potrzebę wyżalenia się, no pogadania...a w realu nikt nie ma ochoty. Nie wiem, czy to depresja, pewnie nie, bo wstaję, idę do pracy, sprzątam i robię to wszystko, co każda kobieta w średnim wieku każdego dnia. Ale mam momenty, że siedzę w domu i ryczę...nie, wyję. Czuję, że zaczyna mnie to wszystko przerastać. Kiedy próbowałam o tym komus powiedzieć( a jestem osobą wierzącą, chrześcijanką ewangeliczną, w pewnym zborze) powiedziano mi coś w stylu, że przecież na raka nie umieram , pracę mam, dzieci i męża mam, to jakim prawem tak się czuję?
I to wszystko prawda. Mam męża, udane dzieci(dwie córki), pracę...Ale zaczynam tracić sens życia. Jako osoba wierząca czekam na nadzieję zmartwychwstania w Chrystusie, wiem, że trzeba wytrwać w wierze, a poprzeczka postawiona jest wysoko -trzeba być w porządku wobec Boga, ktory jest święty. Dlatego czuję się czasem jak kosmitka wśród ludzi o zupełnie odmiennych wartościach-a przecież tylko takich spotykam w pracy i spędzam z nimi połowę dnia.
Jestem nauczycielką. Zmagam się z dziatwą w wieku 10-14 lat i mam dość. Naprawdę. Szkoła w dobie reformy to horror. Kiedy czasem czytam wypowiedzi internautów, jak to nauczyciel ma dobrze, to też mi się płakać chce. Ale niech wystarczy napisać, że pracy mam tak dużo, ze zapominam, jak się nazywam, a kiedy mam iść do szkoły, boli mnie brzuch, mam mdłości i muszę się do tego zmuszać. Na urlop czekam jak na zbawienie.
W domu mam męża- złośnika. Dwie córki w wieku szkolnym. Dla wszystkich trzeba mieć czas i cierpliwość.
Każdy dzień wygląda tak samo.
Kiedyś miałam marzenia. Jakąś nadzieję, że coś się zmieni, stanie się jakiś cud. Teraz kończę 40 lat z uczuciem pustki i życiowej przegranej. Cieszą mnie sukcesy moich dzieci, ale to są ich sukcesy. Dla mnie nie zostaje nic. Tylko nużąca, stresująca praca, żeby spłacić to cholerne mieszkanie.
Maż nie lubi, kiedy "marudzę", więc się nie skarżę. Choć on narzeka do woli, jak mu źle, a ja wysł////nie cenzuralne slowo///administrator////ę. W zborze nie mogę się poskarżyć. Obnażenie swojej słabości kończy się potępieniem( nie ma wiary, nie ufa Bogu- osąd).
W zasadzie wiem, że nikt nie może mi pomóc. Modlę się, ale Bóg nie obiecywał, ze życie będzie rajem. Raczej zapewniał, że będzie ciężko. No i jest.
Tylko ja się zaczynam bać. Ze ktoregoś dnia albo zwariuję, albo nie wstanę z łózka. Że tego nie wytrzymam. Do emerytury jeszcze mi sporo brakuje...
Chciałam zmienić pracę na spokojniejszą, ale mieszkam w małym mieście bez perspektyw. Czuję się jak w pułapce. Ani w prawo, ani w lewo nie można zrobić kroku.
Uśmiecham się, udaję kogoś, kim nie jestem.
Wybaczcie, że zajmuję Wam czas...
Chciałam nawet zajść w ciąże. Ostatni raz. Pomyślicie, ze jestem szalona? W tym wieku? Być może. Ale...nie musiałabym iść do pracy...z czystym sumieniem mogłabym pójść na macierzyński...na urlop wychowawczy...Pamiętam, jak dzieci były małe...Mimo nieprzespanych nocy i zmęczenia to był cudowny okres w moim życiu. Pełen wyciszenia, spokoju. Nigdzie nie musiałam gnać, walczyć, wysłuchiwać bezczelnych, chamskich odzywek gimnazjalistów śmiejących się ze mnie...Dyrektorki, która każe mi pracować ponad siły...
Ale- nic z tego, jesteśmy bezpłodni. Mąż ma zapalenie prostaty- przewlekłe. Nawet to się nie udało...
Zaraz idę spać. Ze zmęczenia nie widzę już na oczy. W piątek kolejny występ chóru- gmina wyciera sobie moim chorem każdą większą imprezę. Po wszystkim oni idą pić i jeść , bawić się, a ja zbieram sprzęt, zwijam kable, pilnuję dzieci, zabieram to wszystko i spocona wracam do domu. Dzierżąc w dłoni upominek- butelkę wódki i czekoladę. Wódki nie piję w ogóle, czekoladę dam dzieciom...Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść. Jestem nikim. I tak do końca...do konca...Boże...
Wybaczcie. Nie mam komu tego powiedzieć. Ludzie nie rozumieją. Mowią mi "ja to mam ciężka pracę, co tym tam możesz wiedzieć, nauczyciele mają wakacje , ferie i tylko 18 godzin"...Taaaa....
Nie chcę żyć. Wiem, ze muszę, mam dzieci. muszę je wychować, zarobić na nie, opiekować się nimi. Więc będę żyć. Potrzebuję pomocy. Ale nikt nie może mi pomóc.
Nawet poszłam do psychiatry. Raz. Drogi był, całe 100 zł za pół godziny rozmowy wziął. Receptę wypisał- na takie leki, po których nie mogłam auta prowadzić, a ja codziennie dojeżdżam. Pytał o mój dom rodzinny. A co to ma za znaczenie...Rodzicom co miałam wybaczyć, wybaczyłam, zresztą- nie byli tacy źli. Po co rozdrapywać przeszłość? Problemem jest rzeczwyistość. Powiedział, że może mnie wysłać na prywatne leczenie. Na terapię. Bo widzi taka potrzebę. Ale to strasznie drogie by było, poza tym, jak on to sobie wyobraża...że zostawię dom, dzieci? Maż nie umie opiekować się dziećmi. Głodne i brudne by chodziły...
Poza tym mój mąż studiuje. Już tzreci fakultet. Też jest nauczycielem i właśnie z powodu kolejnej "reformy" traci pracę. Musi co chwila coś studiować, bo nie ma godzin dla niego. A to kosztuje. I wyjeżdża- co chwilę. Bo to w innym mieście jest...Może jak zrobi ten angielski( bo stuiduje ang) to może wreszcie nie straci pracy...( jest już rusycystą i germanistą). Zna trzy języki, ale tu, gdzie mieszkamy, praca jest tylko w szkole...i w sklepach. Ew. fizyczna przy taśmie, za 700 zł miesięcznie...
Jaki sens ma takie życie? Nawet tu przyjaciół zadnych nie mam...Do zboru dojeżdżam 60 km...Taki przypidów...Czekam na wakacje, a potem się ich boję...Nie ma za co gdzieś wyjechać...a w domu...co robić?
Mieszkam w bloku- z jednej strony mam widok na cmentarz, a z drugiej na szary, brudny blok...W klatce siedzi "młodzież"...kopcą papierochy i tak strasznie klną, ze nie otwieram okna w kuchni...
Dobra, kończę...Głupie to życie, Boże wybacz...
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
DELFINEK
wielki mistrz pisarstwa stopnia VI 1500
Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 1837
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 23 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: BIALYSTOK Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Środa 21:57:30, 26 Maj 2010, Środa , 145 Temat postu: |
|
|
witaj na forum ...przeczytalam ....musze przemyslec twoja sytuacje ...napweno jest ciezko tak zyc ...mam tylko jedno pytanie .....czy maz i dzieci sa tez w tym zborze ..i czy jestes tam od dawna ....czy moze kiedys bylas katoliczka..a do zboru sie zapisalas bo namawiali............a co do reszty twego zycia to odpisze ci jutro .....dzis pozno juz i nie mam juz sily ...a nie chce glupot napisac ....ale tak zyc dalej nie mozna ........pozdrawiam...;p
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Malgorzata_
wielki mistrz pisarstwa stopnia IX *3300
Dołączył: 05 Sty 2008
Posty: 4640
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 26 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czwartek 6:07:27, 27 Maj 2010, Czwartek , 146 Temat postu: |
|
|
witaj,
Twoj najwiekszy problem to stresujaca praca, ciezko sie dzis pracuje z mlodzieza, bardzo Cie rozumiem...Gdybys mogla zmienic prace, moze wrocilaby Ci radosc zycia...Sprobuj cos znalezc w sasiednim miescie...a moze moglabys zrobic jakis kurs i zmienic branze....szkoda Twoich nerwow...
co to za zbor do ktorego nalezysz? Kto Cie do niego wciagnal? Co Ci daje przynaleznosc do tego zboru?
Jakie masz relacje z rodzina, ta blizsza i dalsza?
Pozdrawiam serdecznie i zycze Ci abys przetrwala ten kryzys...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
golka
wielki mistrz pisarstwa stopnia V 1000
Dołączył: 11 Maj 2009
Posty: 1152
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: BYDGOSZCZ Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Czwartek 6:13:56, 27 Maj 2010, Czwartek , 146 Temat postu: |
|
|
witaj na forum
duzo napisalas o sobie i dobrze bo moglas to siebie wyrzucic
jaka jest sytuacja nauczycieli w naszym kraju to troche wiem o tym bo mam w rodzinie nauczycielki.jak koncza sie zajecie to zaczynaja sie korepetycje i tak caly dzien im umyka
nie chce sie wypowiadac na temat twojego zboru bi nie znam sie na tym ale jestem zaskoczona ich podejsciem do twoich problemow
a teraz jesli pozwolisz slowko na temat leczenia.jesli masz okazje moze skorzystaj z pomocy innego psychiatry.albo idz do tego co bylas i powiedz mu jak sie czujesz po tych lekach - czy tylko nie mozesz prowadzic czy dzieje sie cos jeszcze?
moze u ciebie to zalamanie nerwowe zbyt wiele obowiazkow,zmeczenie i organizm zaczyna sie bronic
i jeszcze cos - ten psychiatra mial racje gdy sie pytal o przeszlosc.bo tak to juz jest ze duzo spraw z przeszlosci rzutuje na nasza terazniejszosc choc nie zdajemy sobie z tego sprawy
narazie tyle napisalam bo nad reszta podobnie jak delfinek musze sie zastanowic
pisz na forum jak najwiecej,troche sobie ulzysz no i spotkasz sie tu z naprawde zyczliwymi ludzmi
pozdrawiam cie cieplutko
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|